NASZA OCENA: 6/10
Hancock (Will Smith) jest superbohaterem. I jest zazwyczaj tak pijany, że gdy leci, zatacza się w powietrzu, nie umie ocenić odległości, więc, lądując na ziemi, wybija gigantyczną dziurę i niszczy nawierzchnię drogi, a ratując ludzi, przy okazji demoluje pół miasta… Czy to na pewno jest pozytywny bohater? Owszem, ma problemy osobowościowe i traumę z dzieciństwa, ale przecież nigdy nie przekroczył granicy między dobrem a złem. Jednak Hancock staje się coraz bardziej nieznośny. I choć mieszkańcy Los Angeles go potrzebują (bo, co by nie mówić, jednak walczy z przestępcami), to zarazem coraz bardziej go nie lubią. Sytuacja zostaje opanowana, kiedy superbohater poznaje Raya (Jason Bateman), dobrego specjalistę od PR. Dzięki jego radom i kilku sztuczkom, stosunek ludzi do Hancocka zaczyna się zmieniać. Ale Ray ma nadzwyczaj atrakcyjną żonę (Charlize Theron). Oj, szykują się kłopoty - i to poważne…
Jest w tym filmie spory potencjał. Podobny problem - superbohater walczący z przestępcami wykorzystujący sprzeczne z prawem metody i tym samym stawiający się ponad prawem - pojawia się także np. w "Mrocznym rycerzu". O ile jednak Christopher Nolan potraktował sprawę poważnie, tworząc z niej główną oś filmu, w "Hancocku" Peter Berg uniknął rozstrzygania problemu, zręcznie o nim... zapominając. W efekcie widz ogląda produkcję wygładzoną i pozbawioną trudniejszych pytań. Czasami nawet zabawną i to musi wystarczyć.
Piotr Radecki
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
