"I Saw the Ligit. Historia Hanka Williamsa". Muzyka country sposobem na życie [RECENZJA]

Hank, tak naprawdę Hiram King, Williams pochodzi z biednej rodziny, w dodatku całe jego życie naznaczone było cierpieniem – od wczesnego dzieciństwa aż do śmierci dotkliwie bolą go plecy. Uczy się bluesa od czarnoskórych grajków ulicznych, pucuje buty, startuje w amatorskich konkursach, w których wygrywa wymarzoną własną gitarę. Jego kariera nabiera rozpędu, poznaje przyszłą żonę, podpisuje kontrakt z wytwórnią. Jednocześnie ma coraz większe problemy z alkoholem, nie podoba mu się także to, że jego pracodawcy nie chcą, aby śpiewał coś poważniejszego niż rozrywkowe country.

Hank Williams to postać tragiczna, od dziecka cierpiał prawdopodobnie na rozszczep kręgosłupa, stąd bóle pleców, zagłuszane coraz większymi dawkami alkoholu, a potem także narkotyków. Uważany za jednego z najlepszych w historii tekściarzy (jego wielbicielem jest Bob Dylan) nie dożył nawet 30 lat… Film Marca Abrahama jest biografią zrobioną „po bożemu”, ze wszystkimi składnikami znanymi z setek innych podobnych obrazów: trudne dzieciństwo, wzloty i upadki, burzliwy związek z Audrey Shepherd Williams, jego żoną i menadżerką.

Poprawnie to wszystko opowiedziano, bardzo dobrze zagrano ( w rolach Hanka i jego żony wystąpili Tom Hiddleston i Elizabeth Olsen). Jeśli na coś trzeba zwrócić szczególną uwagę, to z pewnością na dobre zdjęcia i piękną muzykę (Hiddlestone wykonywał utwory osobiście, poza tym biegał dziennie 15 kilometrów i przejeżdżał 25 na rowerze, aby w finale jego bohater wyglądał na wychudzonego i zmęczonego fizycznie i psychicznie!). Jeśli na coś trzeba przymknąć oko, cóż, parę rzeczy też się znajdzie – dość szarpany montaż, chaotyzm wkradający się czasem w narrację, kilka banalnych rozwiązań znanych z podobnych dzieł. Miłośnicy country mimo wszystko będą zadowoleni.

Beata Cielecka

"I Saw the Light. Historia Hanka Williamsa" w tv

WRÓĆ DO PROGRAMU TV!