NASZA OCENA: 4/10
Jeśli ktoś nie lubi twórczości autorki „Zmierzchu”, niech lepiej omija ten film z daleka, kto za nią przepada, nie może go odpuścić. Wszystko jest tutaj bowiem charakterystyczne dla twórczości tej pisarki – górnolotne i czyste uczucia, fabuła przykrojona do gustów nastolatków, trochę magii i istot nie z tego świata.
Akcja rozgrywa się na Ziemi opanowanej przez Obcych. Nie są to jednak zielone stworki czy potwory z mackami, a… coś w rodzaju duchów. Nazywają się zresztą duszami i wchodzą w ludzkie ciała, czerpiąc z nich siły żywotne i sprawując nad nimi kontrolę. Nie znaczy to jednak, że jakoś specjalnie szkodzą żywicielom – są pokojowo nastawione, w sumie można nawet powiedzieć chyba „dobre” (jedyny minus – nie mają ludzkich uczuć, nie odczuwają miłości). Pozostały jednak grupki ludzi, którzy chronią się przed tym kosmicznym dobrodziejstwem, a nawet z nim walczą. Jedną z takich buntowniczek jest Melanie. Dziewczyna zostaje w końcu schwytana, a w jej ciele „osadzona” dusza zwana Wagabundą. Owa doświadczona duszyczka ma za zadanie wniknąć do wspomnień dziewczyny i zlokalizować miejsce, w którym ukrywają się buntownicy. Melanie jednak nie poddaje się łatwo i toczy wewnętrzną walkę z Wagabundą. A w międzyczasie trafia do podziemnego obozu „wolnych ludzi”, którzy traktują ją z dużą rezerwą.
Lubię filmy science fiction typu „Łowca androidów” czy „Obcy”, z tego też powodu „Intruz” nie mógł mi przypaść do gustu – to całkowite przeciwieństwo wyżej wymienionych… Zamiast mrocznych wizji słodkie bajanie o tworzeniu dwóch różnych, z założenia idealnych, światów, zamiast wartkiej fabuły rozwlekłe romansidło z Obcymi w tle, cytując słowa pewnej piosenki „dozwolone do lat osiemnastu”, technicznie ładne to, ale nie w sposób artystyczny – to po prostu cukierkowe wizje ładnego świata wykreowanego w komputerze grafika.
Beata Cielecka
"Intruz". Sprawdź datę emisji w telewizji
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
