"Obsesja zazdrości". Uważaj, kogo wpuszczasz do domu! [RECENZJA]

Colin odsiedział kilka lat za zabójstwo. Wniósł właśnie apelację, argumentując, że w więzieniu zmienił się i stał się lepszym człowiekiem. Apelacja zostaje odrzucona, Colin musi wrócić za kratki. W drodze z sądu do zakładu karnego mężczyzna zabija eskortę i ucieka. Potem odwiedza swą dziewczynę, którą przyłapuje na zdradzie (ona również kończy marnie). Wreszcie w czasie silnej burzy uderza samochodem, którym ucieka, w drzewo. Auto nie nadaje się do dalszej jazdy. Colin kieruje się do jedynego oświetlonego domu w okolicy. Trafia do domu byłej prokurator Terri, która spędza wieczór z dziećmi i przyjaciółką. Kobieta nie mając pojęcia kogo ma przed sobą, wpuszcza Colina do środka…

Twórcy od początku wykładają w tym dreszczowcu kawę na ławę: pierwsze 20 minut to krótkie portrety psychologiczne głównych bohaterów, po których już wiemy, czego się spodziewać. On – przystojny, wygadany, patologiczny kłamca, furiat, psychopata, który nie panuje nad sobą i dla kogo zabić to jak splunąć. Ona – kiedyś rzutka, przebojowa, stała się kurą domową i poświęciła własną karierę dla kariery męża, ale kiedy trzeba… Dzieci i typowa blondynka Meg, przyjaciółka Terri, są tylko dodatkiem – one, aby wygrać parę scen emocjonalnie, ona, aby stać się efektowną ofiarą. „Obsesja zazdrości” z Idrisem Elbą w roli mrocznego Colina i Taraji P. Henson w roli Terri jest filmem zrobionym według sprawdzonych schematów i bardzo poprawnym technicznie (film zresztą okazał się sukcesem finansowym), nieźle zagranym, z ciekawą ścieżką dźwiękową. Jego problemem jest przewidywalność: podobnych opowieści widzieliśmy już na ekranach sporo, „Obsesja zazdrości” niczym nowym nas nie zaskoczy, jesteśmy w stanie przewidzieć niemal każdy zwrot akcji. Trochę szkoda, aktor kalibru Elby z pewnością zasługiwał na coś lepszego niż tylko poprawny thriller.

Beata Cielecka

"Obsesja zazdrości" w tv

WRÓĆ DO PROGRAMU TV!