NASZA OCENA: 5/10
"Pozew o miłość” podąża utartym szlakiem komedii romantycznych, w których zazwyczaj wszystko zaczyna się od „czubienia się”, aby zakończyć na co najmniej ślubnym kobiercu. Nic w tym oczywiście złego. Pytanie tylko, jaką drogą podąża się od punktu A (kto się czubi...) do punktu B (...ten się lubi). Kino zna wiele wybitnych przykładów tego gatunku, które wyróżnia albo błyskotliwość dialogów i relacji pomiędzy protagonistami, albo charyzma odtwórców głównych ról (patrz komedie romantyczne ze Spencerem Tracy i Katharine Hepburn). „Pozew o miłość” stara się nawiązać do tych dobrych przykładów, ale w fabule nie znajdziemy szczególnych zwrotów akcji, a w dialogach kwestii zapadających na dłużej w pamięć. Może dlatego że i między antagonistami brak emocjonalnej intensywności i napięcia.
Toteż film pozostanie jedynie w niezbyt wdzięcznej kategorii jakiej filmowe przykłady określa się przymiotnikami: miły, łatwy i przyjemny. Obraz Petera Howitta ma niezłą, przeczącą stereotypom obsadę. Teraz to już żadna nowość, bo Pierce Brosnan definitywnie uwolnił się od balastu bycia agentem 007, ale w 2004 roku rola Rafferty’ego była dla widzów niespodzianką, w której aktor bez trudu wziął na swe barki obowiązek bycia czarującym, ale i zarazem nieco pozbawionym skrupułów prawnikiem. Partnerująca mu Julianne Moore po nieco poważniejszych rolach w „Godzinach” i „Daleko od nieba” zmierzyła się ponownie z repertuarem lżejszego kalibru i choć jej rola nie jest tak soczysta i wielowymiarowa, to jej Woods tylko troszeczkę przegrywa z Raffertym. No i trzeba jeszcze wspomnieć o strzale w dziesiątkę jakim było umiejscowienie akcji w pięknej, zielonej Irlandii, wyjątkowo sprzyjającej aurze romansu...
Beata Cielecka
"Pozew o miłość". Sprawdź datę emisji
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
