NASZA OCENA: 5/5
Jednak "Siedmiu wspaniałych" w historii westernu zajmuje pozycję szczególną. Jednak nie z powodu akcji, bo ta jest absolutnie klasyczna. Od początku wiadomo kto jest dobry, a kto zły. Dobra jest tytułowa siódemka "wspaniałych" czyli kowboje wynajęci przez ubogich meksykańskich wieśniaków z pogranicza. Mają ich bronić przed "złymi", czyli bandą rzezimieszków, która regularnie, dwa razy w roku, okrada ich z żywności.
O niezwykłości "Siedmiu wspaniałych" decydują dwa elementy: przede wszystkim fakt, że to remake słynnych "Siedmiu samurajów" Akiry Kurosawy. Można powiedzieć, że reżyser John Sturges jest prekursorem tej bardzo popularnej obecnie w Hollywood metody pozyskiwania scenariuszy. Po drugie bardzo rzadko zdarza się, by tylu znakomitych aktorów stanęło obok siebie w jednym filmie: Charles Bronson, Steve McQueen, James Coburn, Yul Brynner, Robert Vaughn, Horst Buchholz, Brad Dexter i Eli Wallach. Osiem postaci, osiem gwiazd - naprawdę niezwykłe! I już tylko z tego powodu warto obejrzeć ten film. Dziś, gdyby próbować nakręcić nową wersję "Siedmiu wspaniałych" w porównywalnie gwiazdorskiej obsadzie, na same gaże poszłoby pewnie ze 100 mln dolarów.
Ostatnim żyjącym aktorem z siedmiu wspaniałych jest Robert Vaughn, który trafił do filmu dopiero po interwencji Jamesa Coburna. Żyje także Eli Wallach, który wcielił się w szefa bandy Calverę.
Piotr Radecki
Western USA 1960, reż. John Sturges
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
