NASZA OCENA: 5/10
Alex i Nancy od dłuższego czasu szukali swojego wymarzonego domu. I w końcu taki znaleźli na Brooklynie. Problem w tym, że kupując go musieli się zgodzić na dożywotnią obecność blisko stuletniej pani Connolly mieszkającej na piętrze. Układ i tak wydawał się idealny: dom tani, duży, w świetnej okolicy, a babina dobija setki, więc nie powinna długo zawadzać nowym młodym właścicielom. Rzeczywistość okazuje się inna: starsza pani jest wyjątkowo irytującym lokatorem, który uniemożliwia parze normalne życie (a Alexowi pracę – właśnie chciał w spokoju dokończyć powieść…). Zdesperowani wynajmują płatnego zabójcę, ten jednak… sam pada ofiarą pani Connolly! Alex i Nancy muszą wziąć sprawy we własne ręce.
Na reżyserskim stołku Danny De Vito (widać w tym filmie inspiracje jego wcześniejszą, bardzo udaną „Wojną państwa Rose”), na planie Ben Stiller i Drew Barrymore, wydawałoby się, że to gwarancja sukcesu. A jednak „Starsza pani musi zniknąć” nie podbiła serc widzów. Złośliwi twierdzą, że każdego wyprowadza z nerwów wyjątkowa nieudolność Alexa i Nancy, młodych i inteligentnych, którzy nie potrafią się pozbyć zmurszałej babci… Tak naprawdę jednak chodzi o parę innych błędów scenariusza: po pierwsze z pani Connolly zrobiono postać tak antypatyczną i irytującą, że w miarę seansu coraz trudniej oglądać sekwencje z jej udziałem, po drugie często brak logiki w działaniu młodej pary – raz próbują zgładzić współlokatorkę, a za moment dogadzają jej i wręcz ratują. Trudno się więc utożsamiać z którąkolwiek ze stron konfliktu, wszystkie bowiem działają na nerwy. Nie pomogła też gra aktorów: Ben Stiller jako Alex jest nadekspresyjny, Drew Barrymore w roli Nancy wypadła nijako (co zresztą dostrzegła komisja przyznająca Złote Maliny, nominując ją jako najgorszą aktorkę pierwszoplanową…). Są w tym filmie zabawne momenty (choć o gagach trudno powiedzieć, że są wyższych lotów), generalnie jednak z podobnej opowieści można było wyciągnąć o wiele więcej.
Kultura i rozrywka
Beata Cielecka
