MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Sully". Poprawny film o amerykańskim bohaterze [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe dystrybutora Warner Bros. Entertainment Polska Sp. z o. o.
fot. materiały prasowe dystrybutora Warner Bros. Entertainment Polska Sp. z o. o.
Chesley Sullenberger 15 stycznia 2009 roku, gdy pilotowany przez niego Airbus linii US Airways zderzył się ze stadem gęsi, w wyniku czego obydwa silniki samolotu uległy uszkodzeniu i zatrzymały się, skutecznie i bez żadnych ofiar wylądował na rzece Hudson. Po tym wydarzeniu stał się nowym bohaterem Stanów Zjednoczonych, o którym rozpływały się kolejne serwisy informacyjne. Teraz „Sully” doczekał się także filmu, który wyreżyserował sam Clint Eastwood.

„Sully” do polskich kin wchodzi z kilkumiesięcznym opóźnieniem i podejrzewam, że gdyby nie nazwisko reżysera, to film raczej ominąłby ekrany naszych kin. I nie byłaby to wielka strata, gdyż nowe dzieło Eastwood nie wybija się ponad przeciętność i poprawność. Autor „Gran Torino” tak naprawdę zafundował widzom streszczenie tego, co można było oglądać w serwisach informacyjnych w styczniu 2009 roku w USA, bo i głównie do amerykańskiego widza obraz ten jest skierowany. Wszak to typowa amerykańska produkcja ku pokrzepieniu serc, pokazująca, że prawdziwi herosi są wśród nas.

Ale prawdziwych herosów też łatwo zniszczyć. Sława ma swoją cenę, co zaczyna mocno doskwierać, gdy pojawiają się wątpliwości na temat własnego postępowania. Zdecydowanie najciekawszym wątkiem filmu jest śledztwo odnośnie do słuszności działania Sullenbergera, a jego potyczki z komisją śledczą, a następnie z sądem, trzymają w napięciu. Kto ma rację: pilot, który polegał na własnym wieloletnim doświadczeniu i instynkcie, czy wykonywane na zlecenie komisji symulacje komputerowe, mające wykazać, że Sully popełnił błąd i naraził życie pasażerów?

Szkoda tylko, że Clint Eastwood nie potrafił się zdecydować, o czym tak naprawdę ma opowiadać „Sully” i w jakim iść kierunku. Z jednej strony reżyser stara się dokładnie odtworzyć na ekranie wydarzenia z 15 stycznia 2009 roku, z widowiskową sceną lądowania i ewakuacji na czele, ale też jednocześnie chce przyjrzeć się życiu osobistemu i zmaganiom z samym sobą przez Sullenbergera, a na deser funduje wątek oskarżenia o błąd i całą potyczkę z komisją śledczą. W zasadzie mamy tutaj materiał na trzy filmy, z którego złożono jeden obraz. To nie działa na korzyść całości, która przez to staje się niespójna oraz zdawkowa.

CZYTAJ TAKŻE:

Co najbardziej kuriozalne, mimo ogromu przedstawianego materiału, „Sully” potrafi przynudzać. Kolejne sceny są typowym odhaczaniem wydarzeń, przez co nie emocjonują. Poza wątkiem komisji śledczej oraz sceną ewakuacji, nie ma w tym filmie nic, do czego chciałoby się wrócić lub wspominać. Nawet Tom Hanks w tytułowej roli nie zachwyca, po prostu wykonując swoją robotę, ale nie jest to ani kreacja na miarę Oscara, ani umieszczenia jej w gronie najlepszych ról urodzonego w 1956 roku aktora.

Produkcja broni się stroną techniczną; zimne zdjęcia Toma Sterna wyglądają naprawdę atrakcyjnie, a całość zrealizowano tak, że naprawdę może się podobać. Szczególnie już wcześniej wspomniana scena ewakuacji jest majstersztykiem, a kadr, gdy pasażerowie stoją na skrzydłach samolotu, jest przepiękny.

„Sully” to ani nie najlepszy film w filmografii Toma Hanksa, ani tym bardziej najlepszy film wyreżyserowany przez Clinta Eastwooda. To obraz, który nie wychodzi poza granice poprawności. Chciałoby się powiedzieć, że zawiódł scenariusz, ale obawiam się, że skrypt autorstwa Todda Komarnickiego właśnie taki miał być. Odhaczony od A do Z i bezpieczny film o amerykańskim bohaterze, z powiewająca na wietrze amerykańską flagą w tle. Nic więcej, a szkoda.

Ocena: 6/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"SULLY" W KINACH OD 2 GRUDNIA

Reżyseria: Clint Eastwood

Scenariusz: Todd Komarnicki

Występują: Tom Hanks, Aaron Eckhart, Jeff Skiles, Laura Linney

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Komentarze 6

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

L
Leon
pan recenzent chciał wybić się i zabłysnąć krytykując ikonę kina, z nadzieją, że wywoła szok i wielki podziw. Tymczasem nie jest godzien lizać podeszwy starego buta pana Eastwooda a co dopiero krytykować jakiekolwiek jego dzieło. Do filmu nie ma się czego doczepić, a nieudolna próba pana recenzenta to strzał z mokrego kapiszona
N
NADIA
Piszesz głupoty film świetny aktor również
A
Alex
@Aleksandra Samo śledztwo w filmie pokazało tak nierealnie, że aż musiano zmienić dane osobowe przedstawicieli NTBS, starano się w miarę utrzymać poprawność części samej awarii i jej historii tylko ze śledczych zrobiono gestapo, żeby historia ładnie wyglądała. To jest OGROMNA niespójność.
N
Nto
Mam wrażenie, że ja i autor recenzji byliśmy na dwóch różnych filmach.
S
Saba
Dzięki za zachętę. Właśnie wybieramy się na ten film z synem.☺
A
Aleksandra
Z ogromnym zdziwieniem przeczytałam powyższą recenzję. Właśnie wróciłam z kina i jestem pod dużym wrażeniem filmu. Jak mówią, o gustach się nie dyskutuje, równie subiektywne są odczucia, takie, jak to, czy film trzyma w napięciu czy nie. Jednak co do niespójności czy zdawkowości albo zarzutu, że scenariusz jest materiałem na trzy filmy nie mogę się zgodzić. Przecież to wszystko tworzy jedną spójną historię. W realnym życiu nie można oddzielić wydarzeń z życia zawodowego człowieka od jego życia rodzinnego, przecież rozgrywają się w jednym czasie. Tak samo śledztwo było wynikiem awaryjnego lądowania, trudno byłoby opowiedzieć o nim z pominięciem przyczyny. Clint Eastwood pokazał złożoną, skomplikowaną historię i moim zdaniem zrobił to świetnie. Mnie osobiście film zachwycił i poruszył, grę aktorską uważam za bardzo dobrą i przekonującą. Osobiście film szczerze polecam.
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn