NASZA OCENA: 8/10
Zajmujący się reklamą Stu Shepard to naciągacz i kłamca, zwodzący klientów i zdradzający ukochaną. Pewnego dnia, idąc ulicą, odbiera dzwoniący w budce telefon. Po podniesieniu słuchawki... słyszy głos mówiący, że znajduje się właśnie na muszce snajpera i odtąd musi wykonywać jego polecenia. Przede wszystkim zaś nie może odłożyć słuchawki i opuścić budki. Wkrótce zjawia się policja, przekonana, że to Stu jest maniakiem.
"Telefon” to jeden z najoryginalniejszych thrillerów ostatnich lat, trzymający w napięciu do ostatnich sekund. Patrząc na rozpaczliwą szamotaninę uwięzionego Stu (znakomity Colin Farrell), którego życie wali się w gruzy i który nie może w zasadzie niczego zrobić, by przeszkodzić trzymającemu go na muszce szaleńcowi, czujemy się wciągnięci w sam środek wydarzeń. I podobnie jak bohater przygwożdżeni do ściany w klaustrofobicznej, szklanej przestrzeni. Co więcej ta atmosfera narzuconej nam bliskości sprawia, że wraz ze Stu – mimo iż główny bohater jest zwyczajnym łajdakiem i należy mu się nauczka – gorączkowo rozmyślamy, jaki uczynić ruch, by przechytrzyć snajpera, zastanawiamy się, co zrobi, by nie narazić najbliższych, którzy zjawili się na arenie wydarzeń, i czy uda mu się przekonać policję, że nie ma do czynienia z niezrównoważonym terrorystą. A skoro to amerykański film to oczywiście odkrywamy, że ten krętacz ma jeszcze szansę na rehabilitację duchową, gdyż zostały w nim resztki moralności.
"Telefon” powstał w rekordowo krótkim czasie 10 dni, a poszczególne sceny realizowano w kolejności chronologicznej. O dziwo, zdjęć nie kręcono w Nowym Jorku, lecz w Los Angeles, gdzie powstała dokładna replika manhattańskiej 53. ulicy. Nowy Jork nie mógł gościć filmowców z tej prostej przyczyny, że nie było możliwe wyłączenie na kilka dni z ruchu jednej z głównych nowojorskich arterii. Budowa repliki pochłonęła większość 10-milionowego budżetu filmu. Ciekawostką jest, że początkowo obraz reżyserować miał Mel Gibson, później Michael Bay, a najpoważniejszymi kandydatami do roli Stu byli Jim Carrey i Will Smith. Wypada tylko powiedzieć: dobrze, iż pozostali jedynie kandydatami.
Beata Cielecka
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
