NASZA OCENA: 6/10
Wilson już dawno wkroczył w wiek średni, ale póki co w życiu wciąż nic nie osiągnął: nie ma pozycji zawodowej, żona go zostawiła, przyjaciół dookoła ni śladu… To w głównej mierze efekt charakteru mężczyzny: jest mizantropem, neurotykiem, z mnóstwem mniejszych i większych dziwactw, a na dodatek zawsze wręcz chorobliwie „wali prosto z mostu”. Pewnego dnia dowiaduje się, że 17 lat temu został ojcem: żona odeszła nie mówiąc mu, że jest w ciąży! Podekscytowany Wilson wyrusza odnaleźć córkę, a przy okazji odnowić relacje z byłą żoną, Lynn (zwaną też Pippi).
Bohater filmu nie pozostawia obojętnym. Albo wywoła litość i odruchy zrozumienia (to pewnie rzadsze reakcje), albo zirytuje do maksimum. Jest chodzącym wzorem trudnego charakteru, denerwuje, jest namolny, nie rozumie odmowy, wtrąca się w sprawy innych. Jednocześnie trudno nie kibicować mu w kolejnych, zazwyczaj nieudanych, próbach znalezienia małego szczęścia, przystani, w której w końcu znalazłby spokój. Trudna to była rola do zagrania, jednak w Wilsona wcielił się Woody Harrelson, który ciężar ten udźwignął – szarżuje, jest manieryczny, ale właśnie takie zachowania pasują do granego przez niego starzejącego się pechowego neurotyka (niezłą rolę zagrała także Laura Dern, odtwarzająca Lynn/Pippi). Film reklamowany jest jako komedia, ale nie jest to chyba do końca trafne zaszufladkowanie – owszem, są akcenty komiczne, ale równoważą je, a może nawet przeważają, dramatyczne, obyczajowe. „Wilson” jest co prawda ekranizacją komiksu Daniela Clowesa (samego zaś bohatera zainspirowały dwie postacie: ojciec Clowesa i słynny rysownik Charles Schultz, autor „Fistaszków”), ale zdecydowanie nie należy się podziewać ciągu brawurowych żartów, wartkiej akcji i efektów: to film w stylu „sundance’owym”, czyli niskobudżetowa słodko-gorzka opowieść o dziwaku szukającym swego miejsca w świecie.
Beata Cielecka
"Wilson" w tv - sprawdź datę emisji.
Wróć do programu tv
