Postanowiłam więc sięgnąć wstecz, kiedy kino miało inną funkcję - miało zapewniać ludziom dostęp do kultury i inaczej niż dzisiaj rozumianej rozrywki. W sumie zupełnie w ślepo sięgnęłam do 1957 roku, kiedy to powstał film "12 gniewnych ludzi". Cała akcja rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, gdzie dwunastu przysięgłych spotyka się, aby zdecydować o winie lub niewinności chłopca oskarżonego o morderstwo ojca. Tylko jeden z przysięgłych ma jakiekolwiek wątpliwości... Na podstawie rozmów prowadzonych przez dwunastu obcych mężczyzn malowany jest obraz przestępstwa.
Ten film nie potrzebuje szalonych zwrotów akcji, ani efektów specjalnych, aby zatrzymać widza do końca. Fascynujące jest to, że tak z pozoru prosty film u każdego z widzów uruchamia wyobraźnię, a nie jest tylko suchym sprawozdaniem zdarzenia. Wszystkim znudzonym kinem podającym wszystko na talerzu lub odwrotnie - tak zagmatwanym i pseudo-ambitnym, że traci się wiarę w swoją inteligencję - gorąco polecam film w reżyserii Sidneya Lumeta.
Renata Kornaś
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
