Ryuzo (Tatsuya Fuji) to emerytowany gangster, mający na swoim koncie kilka zabójstw, wymuszenia, pobicia oraz matactwa, który najlepsze lata swojego życia, a przy okazji dwa palce, poświęcił yakuzie. Dzisiaj jednak o jego gangsterskiej przeszłości pamiętają jedynie jego syn oraz doświadczony gliniarz Murakami (Takeshi Kitano). Zresztą syn stara się zrobić wszystko, co możliwe, aby sąsiedzi nie dowiedzieli się, kto mieszka pod jego dachem, dlatego nie pozwala ojcu prezentować publicznie swoich okazałych tatuaży. Czy dla byłego yakuzy może być większa zniewaga?
Właściwie może – gdy okazuje się, że yakuza dzisiaj już prawie nic nie znaczy, zostając wyparta przez nowe pokolenie korpogangsterów, działających bez jakiegokolwiek kodeksu, Ryuzo nie wytrzymuje. Postanawia odnaleźć starych, a nawet bardzo starych kumpli z przyszłości i założyć nową rodzinę yakuza.
Ryuzo i jego koledzy – zwłaszcza Mac, który uwielbia Steve'a McQueena – to istna galeria osobowości. Każdy z bohaterów ma jakąś, wyolbrzymioną do granic możliwości, cechę charakterystyczną. Kitano ucieka się do sprytnego zabiegu, pokazując pozornie miłych starszych panów, którzy jednak w przeszłości dokonywali bestialskich mordów, czym się zresztą chwalą i próbują licytować na „zasługi”. W jego wizji, chociaż to zbrodniarze, to – jak na gangusów starej daty przystało – mieli swój kodeks honorowy i zasady. Zupełnie inaczej niż dzisiejsza przestępcza młodzież, będąca bardziej bezwzględna i wyrachowana.
Tytuł wpisuje się w nurt obrazów wspomnieniowych, w których bohaterowie, rozczarowani teraźniejszością, chcą wrócić chociaż na chwilę do swoich najlepszych lat i poczuć się tak, jak dawniej. Ale przede wszystkim to także szalona komedia, chociaż typ humoru proponowany przez Kitano nie każdemu będzie odpowiadał. To jazda bez trzymanki, a bohaterom może zdarzyć się dosłownie wszystko. Żarty, może nie zawsze będące najwyższych lotów, śmieszą, a to najważniejsze.
Patrząc na „Ryuzo i siedmu najemników”, nie można oprzeć się wrażeniu, że to produkcja mocno inspirowana wczesnymi filmami Jackiego Chana, z „Moimi szczęśliwymi gwiazdkami” Sammo Hung Kam-Bo na czele. Oczywiście wyłącznie pod względem prezentowanego na ekranie humoru, konstrukcji bohaterów oraz rodzaju żartów, a nie sztuk walki i ich choreografii, gdyż to autora „Hana-bi” zupełnie nie interesuje i tego w dziele Kitano nie uświadczycie.
„Ryuzo i siedmu najemników” jest nieskomplikowaną, ale bardzo zabawną rozrywką, przybliżająca świat yakuzy w krzywym zwierciadle. Ekranowe prostactwo oddaje prostotę bohaterów – staruszków, dla których namiastką starych czasów jest nawet ponowne pójście do więzienia. To doskonała komedia, na której można popłakać się ze śmiechu. Sprawdzone i potwierdzone.
Ocena: 9/10
Ryuzo i siedmiu najemników
Ryuzo to Shichinin no Kobun tachi
Kraj: Japan
Rok produkcji: 2015
Reżyser: Takeshi Kitano
Producent: Masayuki Mori, Takio Yoshida
Wystąpili: Tatsuya Fuji, Masaomi Kondo, Akira Nakao, Akira Onodera, Toru Shinagawa, Ben Hiura, Yoshizumi Ito, Ken Yoshizawa, Beat Takeshi (Takeshi Kitano)
Czas trwania: 110 min
Krzysztof Połaski
