CZYTAJ TAKŻE:
STEVEN SPIELBERG ZNALAZŁ NOWĄ DREW BARRYMORE? [WIDEO]
"BLOKADA". PRZEDRZEĆ SIĘ PRZEZ KORDON ZŁA, CZYLI WITAJCIE WE WSPÓŁCZESNEJ TURCJI [RECENZJA]
BFG, chociaż początkowo sprawia wrażenie ogromnego potwora, nie jest dla Sophie żadnym zagrożeniem. Dla osieroconej dziewczynki staje się kimś w rodzaju dobrego dziadka. Tę dwójkę połączyła samotność – Sophie lata temu straciła rodziców, natomiast BFG jest samotnikiem i „karłem” pośród złych olbrzymów, którzy odtrącili go ze względu na inność oraz dobrą duszę. Nic dziwnego, wszak złe giganty żywią się ludźmi, a BFG wystarczają zmutowane warzywa. Do tego w wolnych chwilach para się łapaniem snów, po prostu dziwak.
Spielberg przymierzał się do tego filmu od dawna i to widać. Powieść Roalda Dahla pt. „Wielkomilud” na scenariusz przełożyła – zmarła w ubiegłym roku – Melissa Mathison, będąca również autorką skryptu do m.in. „E.T.”. Całość jest utrzymana w starym, wręcz nostalgicznym stylu, gdzie porwanie małej dziewczynki przez podeszłego mężczyznę nie budziło żadnych dwuznacznych skojarzeń. „BFG: Bardzo Fajny Gigant” to marzycielska opowieść o sile przyjaźni ponad wszelkimi podziałami i o tym, żeby nie oceniać drugiego człowieka po pozorach.
Pytanie tylko, jak w takiej konwencji odnajdą się współczesne dzieci? Największy problem produkcji tkwi w braku akcji i ekranowej nudzie. Chociaż prezentowana opowieść jest miła dla oka, to niestety potrafi mocno znużyć. Przez pierwszą połowę filmu prawie nic się nie dzieje, a wszelkie humorystyczne fragmenty zostają odpalone w drugiej połówce, gdy BFG staje się... gościem Pałacu Buckingham. To zdecydowanie najśmieszniejsza część obrazu i można nawet przymknąć oko na miejscami występujący humor niskich lotów, w stylu wydalającej gazy królowej Elżbiety II. Szkoda tylko, że zakończenie sprawia wrażenie przygotowanego naprędce, żeby tylko zamknąć historię w dwugodzinnych ramach, bo dłuższa obecność w kinie mogłaby być ponad siły najmłodszych.
„BFG: Bardzo Fajny Gigant” zachwyca za to stroną wizualną. Zdjęcia autorstwa Janusza Kamińskiego to swoiste dzieła sztuki i większość z nich mogłaby funkcjonować jako osobne obrazy. Szczególnie zachwyca spojrzenie na Londyn okiem jego kamery; z jednej strony stolica Wielkiej Brytanii jest mroczna, deszczowa i przepełniona pijanymi ludźmi, a z drugiej ma coś w sobie z baśniowej tajemniczości, gdzie za każdymi zamkniętymi drzwiami może być ukryta nowa przygoda.
Mówiąc o polskiej premierze „BFG” nie można pominąć faktu, że film wyświetlany jest w kinach z dubbingiem, w wersjach 2D i 3D. Paweł Wawrzecki jako BFG naprawdę dobrze wywiązał się ze swojego zadania – jego głos nadał charakter bohaterowi, a wszelkie gry słowne są dość miłe dla ucha i nawet potrafią rozbawić.
Nie wszystko się Stevenowi Spielbergowi w tym filmie udało. Chociaż przesłanie „BFG: Bardzo Fajnego Giganta” jest zacne i nie sposób amerykańskiemu twórcy odmówić szlachetnych pobudek, to jednak całość się dość ciężko ogląda. Brakuje dynamiki i historii, bo nie może być tak, że przez niemal dwie godziny nic się nie dzieje, a jak już się coś zaczyna dziać, to jest to rozwiązywane w piętnaście minut. Wizualnie piękne, a scenariuszowo nużące. Szkoda, bo mogło być lepiej i finalnie trochę nudny ten gigant.
Ocena: 5/10
Krzysztof Połaski
"BFG: BARDZO FAJNY GIGANT" JUŻ W KINACH
reżyseria: Steven Spielberg
gatunek: familijny, fantasy
produkcja: USA
obsada: Mark Rylance, Ruby Barnhill, Penelope Wilton, Rebecca Hall, Bill Hader
