Oglądajcie recenzję "BOTOKSU" na naszym kanale!
Jeżeli Olga Bołądź w zapowiedziach filmu mówi, że Patryk Vega to „niezły śmieszek”, możecie być pewni, że jest źle. To nawet mało powiedziane, więc należy się bać. Ohoho, boki zrywać, ale do rzeczy.
To mógł być ważny i potrzebny film, naprawdę. Polskie kino jeszcze nie przerobiło tematu aborcji, in vitro, radzenia sobie z bezpłodnością czy kwestii zmiany płci. Tyle że „Botoks” też tego nie robi, chociaż zapewne chciał mieć taki ambicje. Zamiast tego autor sprowadza ważne rzeczy do banału, finalnie je obśmiewa oraz trywializuje, równając z ziemią i robiąc sobie z nich drwiny. Tutaj o życiowych dramatach rozmawia się w autobusie, rzucając sloganami i wyświechtanymi hasłami, co wyłącznie śmieszy. Ależ zabawne, katolik, a "przyszył" sobie „pindola”, o jaka beka, o jak śmiesznie, o pan w rzędzie za mną gładzi wąs i mówi soczyste „dobre”, mocno akcentując literę „r”. Przykre.

Vega nie ma pomysłu na historię i opowiadając nam o czterech bohaterkach, w zasadzie nie opowiada o żadnej. Każda z tych dziewczyn to papierowa postać, która mnie jako widza absolutnie nie interesuje. Nie wiem, kim te panie są, czemu ich losy miałyby mnie obchodzić i skąd wzięła się ich przyjaźń? To nie jest w żaden sposób wyjaśnione. Nic w tym dziwnego, skoro reżyser zamiast skupić się na raz a dobrze na jednej bohaterce, pokazać człowieka z krwi i kości, woli żonglować postaciami, które są nijakie, nawet jeżeli grają w dramatycznych scenach.
Jeszcze gorszy jest drugi plan "Botoksu"; postacie męskie to jakaś parodia. Żaden facet na ekranie nie jest normalny, lecz to nagromadzenie kretynów, egoistów oraz hipokrytów bojących się życia. Rozumiem, że w ten sposób Vega chciał uwypuklić siłę kobiet, ich solidarność, ale są jakieś granice dobrego smaku. Zresztą to się zwyczajnie gryzie z filmem, który chyba jednak chciał, przynajmniej na kilku poziomach, być poważny. Naturszczycy może i sprawdzali się w „Pitbullu”, ale tutaj są jak świnka morska – ANI ŚWINKA, ANI MORSKA – że tak zacytuję żarcik z fabuły, a kręcenie beki z Tomasza Oświecińskiego to suchar na sucharze i motyw, który został już w „Nowych porządkach” oraz „Niebezpiecznych kobietach” ograny całkowicie. W tym przypadku to jedynie powtórka z rozrywki.
Zresztą większość filmu to parada kiepskich skeczy i scen, które niczego nie wnoszą do fabuły. „Botoks” to filmowy tabloid, który ludzie kupią, wszak dla wielu LEKARZE TO MORDERCY SOM, PANIE HURR HURR HURR, A HALINA TO BY ŻYŁA GDYBY NIE POJSZŁA DO SZPITALA. A do tego gdzieś tam w tle znajdują się jeszcze uchodźcy, seks z psem, koncerny farmaceutyczne potężniejsze niż mafia oraz nawrócenie po przeprowadzeniu ponad 700 aborcji. Ot, taki dziennik telewizyjny w pigułce, gdzie propaganda i nagromadzenie ludzkich dramatów na minutę emisji musi być odpowiednie. Rozumiem założenie Vegi, chciał wywołać swoim filmem ogólnopolską dyskusję na temat służby zdrowia, ale nie zrobi tego za pomocą obrazu, który jest tak bardzo przerysowany i nie da się go traktować poważnie.
Szkoda, że „Botoks” został zniszczony przez scenariusz, bo widać, że aktorzy próbują wycisnąć ze skryptu co tylko się da i wkładają w swoją pracę całe serducho. Sebastian Fabijański i Piotr Stramowski wcielili się w postaci, które całkowicie odbiegają od ich wcześniejszych dokonań aktorskich, pokazując się z innej strony. Ciekawie patrzy się też na Katarzynę Warnkę oraz Marietę Żukowską, w których widać głód grania interesujących bohaterek. Ponownie ogromną metamorfozę przeszła Olga Bołądź, udowadniając, że obecnie jest w stanie zagrać wszystko.
„Botoks” to nudny, zmontowany z losowych scen i źle napisany film, który jest niepotrzebny, szkodliwy i nie ma pojęcia, czy chce być dramatem czy komedią, więc staje się komedią dresiarską. Prawdziwe oblicze służby zdrowia? Litości, nie żartujmy. Zdecydowanie najgorszy film Patryka Vegi od czasu „Służb specjalnych” i ostatnich „Pitbulli”, które może i miały swoje słabości, ale też legitymowały się charakterem. Tutaj tego charakteru nie ma.
Ocena: 2/10
Krzysztof Połaski
"BOTOKS" W KINACH OD 29 WRZEŚNIA
