Aby nie psuć nikomu radości z oglądania, nie będę zbyt rozpisywać się o fabule filmu „Deadpool 2”. Tym razem Wade Wilson (Ryan Reynolds) będzie musiał nie tylko zmierzyć się z własnymi demonami oraz słabościami, ale wreszcie pozna znaczenie słowa „rodzina”, które wcześniej było mu raczej obce. Przy okazji nasz uroczy najemnik spróbuje zrekrutować się do X-Menów, pozna urok wychowywania nastolatka oraz będzie zacieśniać pewną szorstką przyjaźń. Zbierze też – podobnie jak Dominic Toretto w „Szybkich i wściekłych” – własną drużynę, a losy niektórych członków X-Force będą bardzo dramatyczne…

O ile pierwszy „Deadpool” to był niemal w całości solowy stad-up Ryana Reynoldsa, tak tutaj już mamy do czynienia z grą zespołową. Oczywiście, wszyscy wiemy, kto jest kapitanem, ale „Deadpoola 2” nie oglądałoby się tak dobrze, gdyby nie Cable (Josh Brolin) i farciara Domino (Zazie Beetz). Josh Brolin, kolokwialnie mówiąc, robi robotę; podobnie jak w nowych „Avengers”, również w tym przypadku to on jest gwiazdą i kradnie show. Jest idealną przeciwwagą i kontrą dla Reynoldsa, który – gdyby został pozostawiany przed kamerą sam – łatwo mógłby popłynąć.
„Deadpool 2” mierzy się z ogromnym sukcesem frekwencyjnym i finansowym „jedynki”, ale producenci mogą spać spokojnie – to będzie hit. Więcej, ten film jest skazany na sukces. Przy takiej presji twórcy mogli pójść na łatwiznę, ale na szczęście obrali inną drogę i w pełni wykorzystali większy budżet. Dzięki temu otrzymaliśmy film bardziej dopracowany, przemyślany i śmieszniejszy od części pierwszej.
Tak, tak, proszę państwa. „Deadpool 2” jest bardziej udany niż poprzednia część, a wszystko za sprawą subtelniejszego podejścia do całości. Żeby była jasność: nie brakuje tutaj jatki, bijatyk, krwi czy niepoprawnego humoru, ale zwyczajnie jest to lepiej wyważone. Nie ma chaosu, a zamiast tego jest parada doskonałych żartów, ironia, parodia, wiele bardzo zgrabnych nawiązań do innych dzieł kultury, dobry soundtrack i zabawa.
Dwie godziny seansu mijają w mgnieniu oka, ogląda się to świetnie. „Deadpool 2” wciąż uprawia żonglerkę popkulturą, lecz czyni to niezwykle sprawnie oraz urodziwie. Kolejne nawiązania bądź pstryczki w nos można liczyć i liczyć: „X-Menów” zabraknąć nie mogło, w różnych formach przewija się przez ekran Wolverine, tu i tam znajdziemy nawiązania do „Avengers”, dostaje się Batmanowi i Supermanowi, a całość przecież jest komiksową wariacją na temat pierwszego „Terminatora”.
„Deadpool 2” to piękny film. Aż się wzruszyłem, naprawdę. Kawał dobrej rozrywki przez duże R. Prosty scenariusz, oparty na mocnych żartach, okazał się strzałem w dziesiątkę. W prostocie siła. I nawet nie myślcie, aby wychodzić z kina przed napisami, bo przegapicie kapitalne sceny. Ale to już będzie wasza strata.
PS No i jak ja szanuję machinę marketingową, która to napędza! Wyborny sposób promocji. Tylko rzućcie okiem na oficjalny opis filmu: Oszpecony w wyniku śmiertelnie groźnego ataku bydła podkuchenny ze stołówki zakładowej (Wade Wilson) nie cofnie się przed niczym, by spełnić największe marzenie swego życia - chce zostać wybrany najseksowniejszym barmanem miejscowej sieci barów mlecznych. Walczy przy tym o odzyskanie utraconego poczucia smaku i skradzionego kondensatora strumienia, stawiając czoło wojownikom ninja, japońskim gangsterom spod znaku yakuzy i sforze agresywnych seksualnie czworonogów. Przemierzając kulę ziemską, odkrywa siłę rodziny, przyjaźni i pikantny smak przygody, a przy okazji zdobywa pożądany puchar dla Najlepszego Kochanka Świata.. Doliczmy do tego akcję z okładkami filmów w sklepach sieci Walmart i w zasadzie pozostaje nam jedno pytanie: Jak nie kochać czerwonego najemnika?!?
Ocena: 8/10
Krzysztof Połaski
"DEADPOOL 2" W KINACH OD 18 MAJA
Recenzja została pierwotnie opublikowana 19 maja 2018 roku.
Źródło: Associated Press/x-news
