NASZA OCENA: 7/10
Rob Hall opuszcza swą ciężarną żonę i jedzie do pracy. Tyle, że niezwykłej – jest jednym z pierwszych przewodników komercyjnych wycieczek wspinaczkowych na najwyższą górę świata, wyjeżdża więc w Himalaje, do bazy pod Mt. Everestem. Wspinaczka zaczyna się dobrze, do grupy Halla dołączyły jeszcze inne, z własnymi przewodnikami. Niestety, przy tak zwanym Uskoku Hillary’ego himalaiści odkrywają, że nie zamontowano poręczówek. Zanim przewodnicy się z nimi uporają, mija wiele cennego czasu, na szczyt ci, którym zdrowie pozwoliło, docierają późno. Zbyt późno nawet jak na idealne warunki, a tymczasem do szczytu zbliża się śnieżyca…
„Everest” Baltasara Kormakura inspirowany jest książkami Seaborna Becka Whitersa „Left For Dead: My Journey Home From Everest” i “Wszystko za Everest” Jona Krakauera. Obaj panowie przeżyli opisywane wydarzenia z maja 1996 roku – zginęło wówczas 8 osób, a tragedia wzbudziła ogromne emocje w środowisku himalaistów (doszło nawet do pojedynku „na książki” Krakauera i Rosjanina Anatalija Bukriejewa, który został przez Krakauera obwiniony o pozostawienie niedoświadczonych klientów). Jeśli ktoś lubi katastroficzne kino w starym stylu, będzie wniebowzięty: „Everest” to właśnie taki typ filmu. Akcja rozkręca się powoli, stopniowo poznajemy bohaterów, ich postawy życiowe (jest antypatyczny Teksańczyk, przeciętniak realizujący marzenie życia, milionerka wspinająca się hobbystycznie), widzimy słabość i nicość człowieka w konfrontacji z naturą, efekty specjalne, choć jest ich sporo, nie przysłaniają nam ludzkich dramatów. Islandzki reżyser nie był zainteresowany osądzaniem – choć i nie idealizował swych bohaterów ani ofiar – chciał pokazać starcie człowieka z żywiołem, reakcje, jakie budzą się w nas, gdy życie wisi na włosku, wychodzące na wierzch jasne i ciemne strony człowieczeństwa. I to mu się udało – jest wiarygodnie, a przy okazji wbija nas w fotel! Kino nie tylko dla miłośników gór.
Beata Cielecka
"Everest" w tv - sprawdź datę emisji.
WRÓĆ DO PROGRAMU TV!
