Uwielbiam mroczne tajemnice, zagmatwane kryminały, horrory, thrillery i nadal - baśnie. Dlatego właśnie pokochałam serial "Grimm": w tym świecie bajkowe stwory ożyły, a każdy z nich nie jest tym, za którego na podstawie książek go uważamy. Fabuła wciąga jak ulubiony deser, nie można zjeść tylko jednej łyżeczki, i tak samo nie można obejrzeć tylko jednego odcinka "Grimm". Nawet trzy sezony to ciągle za mało.
A wszystko zaczyna się w momencie, gdy główny bohater, Nick Burckhardt (grany przez Davida Giuntoli), dowiaduje się że jest jednym z ostatnich żyjących pogromców baśniowych potworów, które żyją między zwykłymi ludźmi. Potrafi je zidentyfikować, mimo że wyglądają tak jak każdy człowiek i zmieniają się tylko pod wpływem emocji. Bycie Grimmem przewraca jego życie do góry nogami, a wraz z nim - każdej osoby w jego otoczeniu.
Serial wciąga - z odcinka na odcinek staram się odgadnąć na podstawie tytułu i początkowego cytatu, która z 200 baśni braci Grimm stanowiła inspirację do scenariusza- warto było odświeżyć znajomość z przykurzoną już księgą. Dodatkowym plusem jest świetna obsada serialu, nawet drugo- i trzecioplanowi aktorzy są świetnie dobrani (zwłaszcza Silas Weir Mitchell i Sasha Roiz), a śledzenie scen poza serialem umożliwiają oficjalne strony serialu na Facebooku i Twitterze, a także strony aktorów (zwłaszcza twitter Bitsie Tulloch wypełniają świetne zdjęcia i informacje z planu) i cotygodniowa akcja "Oglądaj i komentuj odcinek na bieżąco z aktorami serialu". W dwóch słowach - bardzo polecam!
Magdalena Mazur
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
