Na dodatek łapiemy się sami na swego rodzaju wrażliwości regionalnej. Czyż nie jest tak, iż nad niektórymi zdarzeniami i ofiarami pochylamy się tylko dlatego, że są z naszego miasta, kraju, a nawet kontynentu, podczas gdy analogiczne tragedie w Afryce kwitujemy obojętnością, traktując je jako przypadłości "tamtego, nie mającego ze mną wiele wspólnego świata"? O "tamtym świecie" jest właśnie nominowany do Oscara film "Irak w kawałkach". To poruszający dokument w reżyserii James’a Longley’a, który daje nam szansę poznać iracką rzeczywistość z zaangażowaniem, który dotychczas rezerwowaliśmy wyłącznie dla "naszego podwórka". Warto podkreślić, iż Longley spędził w Iraku aż trzy lata, przeciwstawiając się tym samym powierzchowności i tworzeniu paradokumentów na podstawie wybiórczej i krótkotrwałej obserwacji irackiego społeczeństwa.
Tytuł filmu świetnie podkreśla intencje filmu. Widz odkrywa kolejne elementy układanki, która składa się na całościowy obraz dzisiejszego Iraku. Jest w nim i jedenastoletni Mohammed, który obserwuje w Bagdadzie zwolenników obalonego reżimu i Sadryści szukający poparcia w nowych realiach politycznych, zwolennicy przywódcy Szyitów, a także cieszący się coraz większym uznaniem Kurdowie. Gdzieś w tle tego wszystkiego dostrzec można Amerykanów i politykę, ale na planie pierwszym są przede wszystkim rozczarowanie, zawiedzione nadzieje i różnorodne wizje przyszłości. Film pozwala widzom samemu połączyć elementy układanki i stworzyć prawdziwy obraz współczesnego Iraku. Longley to mistrz cierpliwości i wyznawca długoterminowej analizy opisywanej sytuacji. Warto rozłożyć czasem spokojnie coś na czynniki pierwsze i z tej perspektywy ocenić raz jeszcze całość. Miłośnik dojrzałego i pouczającego kina "Irak w kawałkach" złożyć musi sam.
Honorata Krzyżańska
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
