Spis treści
„MINGHUN” - RECENZJA
Ciekawy punkt wyjścia
„Minghun” ma ciekawy punkt wyjścia. Dobrze sytuowany Jerzy Weinert samotnie wychowuje córkę, Meixiu. Ich relacja jest wyjątkowa; wręcz baśniowa, bo dziewczyna traktuje ojca niczym najlepszego przyjaciela, przed którym nie ma żadnych tajemnic. Przynajmniej początkowo tak się wydaje. On jest w nią zapatrzony jak w obrazek, wiedząc, że córka to jedyne, co mu pozostało po zmarłej ukochanej żonie.

Poślizg, uderzenie, śmierć
Jerzy jeszcze nie wie, że obchody chińskiego nowego roku, gdy pożyczy córce swoją starą Toyotę, skończą się tragicznie. Poślizg, uderzenie, śmierć. To jednak dopiero początek; gdy do Polski wróci dziadek dziewczyny, uprze się, aby zamiast tradycyjnego pogrzebu wyprawić jej chiński rytuał minghun, czyli właściwie... ślub po śmierci. Zaczną się gorączkowe poszukiwania odpowiedniego „pana młodego”.
Przepiękne wizualnie kino, ale...
Brzmi intrygująco? Niestety, tylko brzmi. „Minghun” jest przepiękny wizualnie, a każdy kadr sprawia wrażenie wręcz wycyzelowanego. Dorzućcie do tego Marcina Dorocińskiego, który każdą kwestię wypowiada tak, jakby miała być tą najważniejszą. Po prostu perfekcja. Szkoda tylko, że to wszystko w żaden sposób nie przenosi się na emocje, z których „Minghun” jest praktycznie wyzuty. Patrząc na bohaterów oraz ich ból i cierpienie, nie potrafię w nich oraz ich uczucia uwierzyć. Całość jest tak sterylna, że aż sztuczna.
Szczątkowy scenariusz
Inną sprawą jest szczątkowy scenariusz. Grzegorz Łoszewski niewątpliwie miał ciekawy pomysł, ale to, co obserwujemy na ekranie, właściwie stanowi materiał na solidny krótki metraż, bo w wersji pełnometrażowej całość gubi się w niepotrzebnych wątkach, zbiegach okoliczności i innych nieprawdopodobnych wydarzeniach, które jednych przerażą, a innych zirytują.
„Minghun” jest rozczarowaniem. To powolny film, w którym nie ma życia. Nie ma prawdziwych bohaterów z krwi i kości, tylko ich figury. Świetnie, że kino coraz częściej bierze się za temat radzenia sobie z żałobą, ale film Jana P. Matuszyńskiego nie wychodzi z tego starcia obronną ręką. Początkowo intryguje, pięknie wygląda, ale finalnie to jedna z tych produkcji, których nie zapamiętuje się na dłużej.
5/10
Krzysztof Połaski
„Minghun” [RECENZJA]. Nie ma emocji, nie ma kina. Co poszło nie tak?
Sprawdź program tv na stronie Telemagazyn.pl
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź TeleMagazyn.pl