NASZA OCENA: 6/10
Rzadko kiedy nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy jakiś film mi się podobał czy nie. „Monstrum” jest przykładem takiego niezdecydowania recenzentki. Na (swoje) pocieszenie powiem, że mnóstwo forumowiczów miało ten sam problem, a dyskusja nad filmem była jedną z najbardziej zagorzałych jakie czytywałam. Czemu? Bo film można równie dobrze określić jako błahą komedyjkę i wydumany stek wierutnych bzdur, jak i ciekawy eksperyment filmowy. Jak dla mnie prawda leży gdzieś pośrodku. Faktem jest, że „Monstrum” jest niezbyt udane jako całość: pewnych rzeczy nie przemyślano do końca, narracja się rwie albo dłuży, dialogi zakrawają chwilami na żałosne, a logika nie trzyma się kupy. Ale można się też w czasie oglądania filmu pobawić refleksyjnie i – bo też pewne tropy tam właśnie nas wiodą – zerknąć nieco głębiej. By to zrobić musimy jedynie odnaleźć w zakamarkach umysłu pokryte kurzem pojęcie alegorii, czyli obrazu, który oprócz oczywistego – jako przenośnia - ma też dodatkowy sens. Pod warunkiem, że spojrzymy z innej perspektywy na losy Glorii, imprezowiczki i alkoholiczki, która po wyrzuceniu jej z mieszkania przez partnera i utracie pracy, wraca do rodzinnego miasteczka, by odzyskać równowagę, ale zamiast tego orientuje się, że ma coś wspólnego z wielkim potworem siejącym zniszczenie w Seulu.
Ta inna perspektywa to dostrzeżenie, że ta relacja to nie przypadek, a powiedzenie że każdy nosi w sobie potwora nabiera tu nowego znaczenia. Jeśli więc przyjąć założenie, że monstrum jest alter ego Glorii, to coś musiało je powołać do życia. Idąc dalej, tego demona napędzają złe emocje, które Gloria w sobie nosi, a raczej słabości, którym pozwala sobą manipulować. Zło zyskuje powłokę, bo żywi się ono jej słabościami: głupotą i lękiem przed odpowiedzialnością, , uzależnieniem, stanowiącym ucieczkę od problemów w używki i seks i okrucieństwem wobec ludzi. Personifikacją tych cech są trzej barowi bywalcy. Zwłaszcza Oscar stanowi wyjątkowo odrażająca postać, to przeciętniak, który wykorzystuje sytuacje, by kontrolować innych, przy okazji karmiąc swoje kompleksy. Nie przypadkiem tez Gloria wraca do korzeni by w ten sposób przypomnieć sobie o znaczącym epizodzie w jej życiu, który najbardziej na nim zaważył. Przyznam, że akurat tu spodziewałam się czegoś bardziej ekscytującego, ale reżyser filmu, Nacho Vigalondo, który zaskoczył nas wcześniejszym rozwojem akcji, pod koniec przestał nas już czymkolwiek zaskakiwać.
Beata Cielecka
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
