NASZA OCENA: 8/10
W pewnym sensie jest to bardzo wierny remake – Matt Reeves skopiował dzieło Tomasa Alfredsona niemal scena po scenie. A mimo to wyszedł mu zupełnie inny film… Jak do tego doszło? Otóż przesunął kilka akcentów i zmienił motywacje głównej bohaterki. W oryginale oglądaliśmy wampirzycę, która czuła się odtrącona przez wszystkich, była dojmująco samotna i fatalnie znosiła konieczność picia krwi, tutaj zaś nastoletnia krwiopijczyni jest po prostu cały czas głodna i chorobliwie żądna ciepłej posoki. Głębi w tym mniej, ale większe pole do popisu dla twórców efektów. Reszta fabuły pozostała identyczna: samotnik Owen zaprzyjaźnia się z równie samotną Abby. Dziewczynka okazuje się wampirzycą, której krwi dostarcza tajemniczy Ojciec. Mężczyzna jest już nie pierwszej młodości i ma problemy z zaspokojeniem głodu podopiecznej, ta musi więc sama zacząć się troszczyć o obiad. Ewentualnie znaleźć młodszego opiekuna…
Większość scen znanych ze szwedzkiej wersji zobaczymy i tutaj – jest morderstwo w zimowej scenerii, atak w przejściu podziemnym czy zemsta Abby na dręczycielach chłopca na basenie. Oczywiście Amerykanie nakręcili je w bardziej widowiskowy sposób (na szczęście efekty nie zdominowały filmu), wykorzystując animację komputerową (skacząca i biegnąca po ścianie Abby wygląda niestety jak postać z gry). Zachowali natomiast mroczny, pesymistyczny klimat, a zdjęcia pozostały niemal wyprane z kolorów.
Nowa wersja „Pozwól mi wejść” nie jest lepszym filmem od szwedzkiej produkcji. Jest jej nieco spłyconą, bardziej widowiskową wersją. Ogólnie to jednak całkiem porządny horror, mający większe ambicje niż ogromna większość hollywoodzkich krwawych jatek. Jeśli ktoś nie zna oryginału, zobaczy z przyjemnością i raczej na pewno nie będzie rozczarowany.
Beata Cielecka
"Pozwól mi wejść" w tv - sprawdź datę emisji.
WRÓĆ DO PROGRAMU TV!
