"UKRYTA GRA" - RECENZJA
Łukasz Kośmicki to człowiek wielu talentów - operator, autor zdjęć m.in. do "Gier ulicznych" czy niedocenionych "Billboardu" oraz "Gniewu"; scenarzysta, współautor skryptu do świetnego "Domu złego" Wojciecha Smarzowskiego; od niedawna także reżyser, którzy warsztat szlifował kręcąc seriale, a w międzyczasie przygotowywał się do pełnometrażowego debiutu. Gdy anonsowano start zdjęć do "Ukrytej gry", film nosił jeszcze roboczy tytuł "Zimna gra" (zmieniony, aby nie kojarzyć go z "Zimną wojną" Pawlikowskiego), a w roli głównej miał pojawić się William Hurt. I nawet nagrał już pierwsze sceny, lecz finalnie musiał zrezygnować i praktycznie z dnia na dzień zastąpił go Bill Pulmann. Totalne szaleństwo. Szacunek, że udało się uratować projekt.

Za sprawą "Ukrytej gry" przenosimy się do początku lat 60. XX wieku, gdy Stany Zjednoczone i Związek Radziecki walczyły ze sobą na wszelkie możliwe sposoby. W debiucie Kośmickiego arenę tych starć stanowi dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego, gdzie odbyć ma się turniej szachowy pomiędzy mistrzem z USA a ZSRR. W międzyczasie Amerykanin ginie, więc zastąpić go musi przeciwnik, który pokonał denata lata temu - nie stroniący od alkoholu i innych uciech Joshua Mansky (Bill Pullmann), który w Polsce znajdzie kompana od kieliszka, pod postacią swojskiego chłopa i dyrektora PKiN w jednej osobie, o twarzy Roberta Więckiewicza.
Właściwie bohater wykreowany przez polskiego aktora to jedna z ciekawszych postaci "Ukrytej gry". Doświadczony II wojną światową, tłumi w sobie ten ciężar alkoholem, próbując odnaleźć się w stalinowskiej Polsce, gdzie każdy niewłaściwy ruch może zostać "nagrodzony" kulką w łeb albo więzieniem. Szczególnie, gdy obok znajduje się twardy generał Krutow, w którego świetnie wcielił się Aleksiej Sieriebriakow, stając się na 95 minut ucieleśnieniem wszelkiego zła.
Patrząc na "Ukrytą grę" widać operatorskie zacięcie Łukasza Kośmickiego. Całość doskonale wygląda pod względem wizualnym, odpowiedzialny za zdjęcia Paweł Edelman jest absolutnym mistrzem - każdy kadr jest przemyślany, wybornie skonstruowany, a scenografia oraz kostiumy naprawdę przenoszą nas w czasie. Świetnie się na to patrzy.
Niestety już trochę gorzej wygląda scenariusz; w pewnym momencie orientujemy się, że mamy do czynienia z dość schematycznym filmem szpiegowskim, gdzie ktoś kogoś zdradzi, ktoś inny zginie, a jeszcze ktoś inny okaże się cichym bohaterem. To trochę rozczarowuje, a poza tym brakuje w tej historii dynamiki, większego uderzenia, przez co łatwo się znudzić. Niby jest klimat, niby ładnie to wszystko wygląda, ale jednocześnie jest też dość pusto i można poczuć się jak w skansenie.
"Ukryta gra" mogła być filmowym hitem, ale ostatni film wyprodukowany przez Piotra Woźniaka-Staraka ani na moment nie zbliża się do przebojowych "Bogów" czy "Sztuki kochania", które do dzisiaj mają wysoki repeat value. Nie sądzę, abym chciał w przyszłości wracać do tej fabuły i intrygi. Ładne obrazki nie wystarczyły, przydałby się jeszcze bardziej angażujący scenariusz.
Ocena: 5/10
