Wojna państwa Rose - film, recenzja, opinie, ocena

Redakcja Telemagazyn
"Wojna państwa Rose" (fot. AplusC)
"Wojna państwa Rose" (fot. AplusC) AplusC
Było sobie raz kochające się małżeństwo. Oliver (Michael Douglas) zarabiał na życie, Barbara (Kathleen Turner) zajmowała się domem, wychowywała dzieci.

NASZA OCENA: 5/5

Kiedy zaczęły dorastać i w domu zrobiło się pusto, doszła do wniosku, że ma już dość bycia kurą domową i zajęła się własnym biznesem. Z czasem okazało się, że Olivera i Barbarę więcej dzieli niż łączy. I gdy padło słowo "rozwód", zaczęła się wojna. Tragikomiczna wojna na wyniszczenie, w której już nie wiadomo było, od czego to wszystko się zaczęło. Ważne, by jak najbardziej dopiec drugiej połowie…

Wyreżyserowana przez Danny’ego DeVito (który również pojawia się w epizodycznej roli) "Wojna państwa Rose" jest proroczą i, w gruncie rzeczy, bardzo smutną komedią. Oto bowiem wielka miłość, o której każdy marzy, zostaje zastąpiona przez uczucie całkowicie przeciwne: zapiekłą niechęć przeradzająca się w nienawiść. Kiedy to się zaczęło, co Oliver i Barbara przegapili, kiedy ich związek zaczął umierać? Hollywoodzka konwencja nie pozwala się zająć tymi pytaniami na poważnie, ale one przecież wciąż są aktualne - szczególnie w kontekście stale rosnącej liczby rozwodów. Na szczęście siła tego filmu tkwi w fakcie, że nie jest li tylko płytką, standartową produkcją.

"Wojna…" to trzeci, film w którym główne role zagrali Michael Douglas i Kathleen Turner, a na drugim planie pojawia się wspomniany już Danny De Vito. I podobnie jak poprzednie - "Miłość, szmaragd i krokodyl" oraz "Klejnot Nilu" - cieszył się wielka popularnością. Zresztą w pełni zasłużoną.

WRÓĆ DO PROGRAMU TV

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn