"Za szybcy, za wściekli" - przyjaciele, samochody i mafia [RECENZJA]

Policja jest pewna, że Carter Verone to baron narkotykowy piorący brudne pieniądze związany ściśle ze środowiskiem nielegalnych wyścigów samochodowych. Infiltracji tego środowiska może się podjąć tylko ktoś, kto mistrzowsko radzi sobie za kierownicą. Na przykład Brian „Bullit” O’Connor, który został wyrzucony z pracy w policji (pamiętamy: pozwolił dać nogę poszukiwanemu Dominicowi Toretto) i zależy mu, by jego kartoteka została wyczyszczona. Brian do pomocy wybiera sobie Rome’a Pearce’a, kumpla z lat szczenięcych, który właśnie opuścił zakład karny.

Vina Diesla, gwiazdę pierwszej części, zastąpił czarnoskóry Tyrese Gibson, ale mimo obaw fanów sprostał zadaniu. Przyzwoicie wypadł także nieżyjący już Paul Walker, choć trzeba otwarcie przyznać, że wielkiego kunsztu aktorskiego rola Briana od niego nie wymagała. Sprostali zadaniu także reżyser i cała ekipa odpowiedzialna za widowiskowe pokazywanie scen z samochodami w rolach głównych. Miłośnicy koni mechanicznych będą kiwać głową z zachwytu i marzyć o podobnych cackach. A zobaczą między innymi Toyotę Suprę, Acurę NSX, Mazdę Rx-7, Hondę s2000, Mitsubishi Eclipse Spyder czy Nissana Skyline GTR R34. Montażowo sceny rajdów to majstersztyk i każdy przymknie oko na nieprawdopodobieństwa fabuły, których jest tutaj o wiele więcej niż w oryginale. Ogólnie rzecz biorąc scenariusz jest bowiem mniej logiczny i ciut słabszy niż w pierwszej części.

Uczciwie trzeba jednak przyznać, że w swoim gatunku „Za szybcy, za wściekli” zajmują wysoką pozycję i każdy fan filmowych rajdów i strzelanek nie będzie żałował chwil spędzonych przed telewizorem (przy okazji dla fanów serii dobra wiadomość: w 2017 roku na ekrany kin trafi ósma już część tej sagi).

Film okazał się zresztą sporym sukcesem kasowym. Na koniec jeszcze pewien smaczek, otóż hacjenda ekranowego Cartera Verone’a to w rzeczywistości prawdziwy „domek” Sylwestra Stallone’a!

Beata Cielecka

"Za szybcy, za wściekli"

WRÓĆ DO PROGRAMU TV