Tytułowi "Zimowi bracia" to Emil (Elliott Todd Crosset Hove) i Johan (Simon Sears); pracują w miejscowej kopalni, a ich życie to wręcz wzorcowy pokaz monotonii. Nuda, nic się nie dzieje. No prawie, bo Emil to właściwie jedyna osoba, która w jakikolwiek sposób próbuje wyróżnić się z tłumu takich samych, identycznie znudzonych życiem, szarych górników. A to zrobi coś głupiego, a to wyprodukuje bimberek - jakieś rozrywki być muszą! Tyle, że zatrucie alkoholem przez jednego z konsumentów sprowadzi na mężczyznę kłopoty.

Jeżeli chcecie patrzeć na "Zimowych bracia" jak na klasyczną fabułę, to mogę wam życzyć powodzenia. Pálmason daje nam obraz pełen niejednoznaczności, metafor i skrótów myślowych; często tylko rzuca pewne tematy niczym półsłówka podczas rozmowy, zadaje pytania, ale jednocześnie nawet nie próbuje znaleźć odpowiedzi. Islandzkiego twórcy również zbytnio nie obchodzi operowanie słowem; dialogi ograniczone są do minimum, a cała opowieść wykładana jest widzowi za pomocą dźwięków i obrazów. Patrząc na artystyczne korzenie autora, nie powinniśmy się dziwić, wszak mamy do czynienia z artystą wizualnym, więc nic dziwnego, że "Zimowi bracia" wyglądają jak pełnometrażowy wideoart.
Znamienna dla "Zimowych braci" jest męska dominacja na ekranie. W filmie mamy deficyt postaci kobietach, a jedna z nich pojawia się w kontekście bycia swoistym trofeum, celem, który doprowadzi do zwaśnienia braci, gotowych przelać krew, aby zdobyć samicę. Islandzki autor opowiada nam tutaj o męskiej nieporadności, kryzysie, który sprawił, że mężczyźni zatrzymali się w miejscu. Dalszy rozwój ich nie interesuje.
To także opowieść o samotności i wszelakich konsekwencjach, które wiążą się z brakiem miłości. Frustracja, gniew, agresja - islandzki reżyser portretuje jednostki w sytuacji jedynie pozornie spokojnej, tak naprawdę jego bohaterowie są już na granicy swojej wytrzymałości. Więcej, oni już stracili wszelką nadzieję na poprawę swojego stanu, teraz kierują nimi wyłącznie instynkty. Chcą przetrwać; pić, jeść, spać, uprawiać seks. To im wystarczy do pełni szczęścia.
"Zimowi bracia" igrają z widzem. Z jednej strony uwodzą pięknymi obrazami (kadry Marii von Hausswolff!), a z drugiej oferują szczątkową fabułę, gdzie realizm miesza się z surrealizmem, dając nam piekielnie intrygujący melanż filmu mocno osadzonego tu i teraz z oniryczną wizją rzeczywistości. To pełnometrażowy wideoart o samotności i kryzysie męskości i jednocześnie kino, które zapewne będzie można odkryć na nowo wraz z kolejnymi seansami.
Ocena: 7/10
"ZIMOWI BRACIA" W KINACH
Weź haust mroźnego powietrza, zaciągnij się śniegiem i pozwól sobie na najdziwniejszą podróż zimową, jakiej doświadczyłeś w kinie. Surrealistyczny, absurdalny, zostawiający na białym puchu ślady czarnego humoru film Hlynura Palmasona zabiera nas do górniczej osady położonej w środku lasu. Mieszkają tu, jak przystało na bajkę, dwaj bracia. Jeden z nich, ten młodszy, pędzi bimber, desperacko tęskni za miłością i powtarza, że każdy ma w sobie ciemną stronę. W świecie filmu jej metaforą jest kopalnia, gdzie światła czołówek z trudem rozpraszają mrok, w którym cicho narasta napięcie pomiędzy pracującymi mężczyznami. "Zimowi bracia" opowiadają właśnie o tym, co ukryte: o rywalizacji, agresji, pragnieniu zemsty, które wydobyte z kopalni ludzkiej duszy ranią i niszczą. Ale także o tym wszystkim, co może powstrzymać ciemność.
OBSADA: Elliott Crosset Hove, Simon Sears, Lars Mikkelsen
REŻYSERIA: Hlynur Palmason
SCENARIUSZ: Hlynur Palmason
ZDJĘCIA: Maria von Hausswolff
MUZYKA: Toke Brorson Odin
PRODUCENT :Julie Waltersdorph Hansen
GATUNEK: dramat
CZAS TRWANIA: 100 minut
PRODUKCJA: Dania/Islandia
DYSTRYBUCJA: NOWE HORYZONTY
