"365 dni" [RECENZJA]. Wielki wytrysk filmowej nudy. Więcej seksu niż w "50 twarzach Greya"? [18+]

Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe dystrybutora Next Film
fot. materiały prasowe dystrybutora Next Film
Pamiętam, gdy do kin wchodził "Botoks" Patryka Vegi. Wówczas byłem jedną z osób, która grzmiała, że to zwyczajnie szkodliwy film, który może narobić więcej złego niż dobrego. I chociaż "365 dni" tematycznie znajduje się kompletnie na innej orbicie, to produkcja oparta na bestsellerach Blanki Lipińskiej ma podobny kaliber szkodliwości. W istocie to bardzo smutny film.

"365 DNI" - RECENZJA

Nie bez powodu zaczynam od przywołania "Botoksu", bo mam wrażenie, że "365 dni" skierowane jest do podobnej publiczności. Wszyscy ci, którzy parę lat temu bezkrytycznie przyjmowali spojrzenie Patryka Vegi na służbę zdrowia, teraz swój raj znajdą w bajecznej krainie wykreowanej przez Blankę Lipińską. Zapomnijcie o szarej, brudnej i śmierdzącej Polsce, na Sycylii to dopiero jest życie! Widoczki jak z żurnala, do tego piękne samochody i szybkie kobiety, a wszystko to w anturażu pałaców wybudowanych przez wielkie gangsterskie rodziny z tradycjami. I to jest familia z prawdziwego zdarzenia, a nie kolejne spotkanie rodzinne z zapijaczonym wujkiem Władkiem, stryjkiem Heńkiem i litrami taniej gorzały, które skończy się interwencją policji i możliwym założeniem niebieskiej karty. Pamiętacie "Młode wilki" Jarosława Żamojdy? Tam, w jednej z początkowych scen, kumpel bohatera kreowanego przez Piotra Szwedesa, na widok wypasionej chaty zbója o ksywie Czarny, mówi pełen zazdrości: "żeby chociaż przez tydzień pożyć tak jak oni!". 25 lat później te pragnienia wciąż są żywe i stanowią dla wielu personifikację zwrotu "moje jest wygrywanko".

Kobiece marzenia o mitycznym bogu i wspaniałym herosie, ojcu dzieci i głowie rodziny, materializują się na ekranie pod postacią włoskiego gangstero-ogiera Massimo (Michele Morrone), który każdą kobietę bierze kiedy chce, gdzie chce i jak chce. Massimo uwielbia głęboki seks oralny, czego będziemy świadkami w wielu, kompletnie niepotrzebnych scenach, stanowiących jedynie swoistą viagrę dla czasu trwania filmu, który pozbawiony jest jakiejkolwiek fabuły. Chociaż trudno w to uwierzyć, ale na ekranie, przez niemalże dwie godziny, praktycznie nic się nie dzieje. Widzowie otrzymują wielki wytrysk filmowej nudy, jedynie czasem obudzi ich głośna i sugestywna muzyka, sygnalizująca kolejne sceny spółkowania między bohaterami. Swoją drogą, pamiętacie zapowiedzi Blanki Lipińskiej, że pod względem sekwencji erotycznych "365 dni" będzie dużo mocniejsze niż chociażby "50 twarzy Greya"? Co prawda to nie byłoby duże osiągnięcie, ale jeżeli liczyliście na pierwszy polski film erotyczny z prawdziwego zdarzenia, to srogo się rozczarujecie. Penisy miały latać nisko, ale zamiast tego jest grzeczniutko. Zero kontrowersji i dzikich orgii, w zamian mamy kamerę, która co najwyżej potrafi pokazać kobiece sutki i męski tyłek. Pikantnie, ale w granicach, bo jednak nastolatki pójdą do kin, hehe.

Wróćmy jednak do fabuły, której właściwie nie ma. To zadziwiające, jak twórcy przez prawie dwie godziny starają się opowiadać kompletnie o niczym. Miłosna historia? Emocjonująca opowieść o prawdziwym uczuciu? Wolne żarty. Nie zapominajmy, że na ekranie oglądamy historię gwałciciela (scena w samolocie zapewne mocno inspirowana życiorysem aktora porno Rocco Siffredi, który sam w dokumencie o sobie przyznał, że miewał momenty, w których po prostu musiał włożyć penisa do kobiecych ust, bez uprzedniego pytania o zgodę, aby rozładować swoje emocje), który porywa polską obywatelkę i zamierza więzić ją przez rok, chcąc sprawić, by niewiasta (Anna Maria Sieklucka) w nim się zakochała. Oczywiście zapewnia ją, że nie zrobi nic bez jej zgody, jednocześnie zaczynając bawić się sutkiem przerażonej kobiety. Łaskawca.

Pomijając obrzydliwość samego założenia i ewidentny syndrom sztokholmski głównej bohaterki, to wręcz nie mogę uwierzyć, że kobiety kobietom zgotowały taki los. Blanka Lipińska, ramię w ramię z Barbarą Białowąs, na ekranie same tworzą z kobiet żywy towar, wybaczający swojemu oprawcy tylko dlatego, iż jest bogaty, przystojny, hojnie wyposażony i jest w stanie zapewnić im życie polegające na leżeniu i pachnieniu. Fakt, że piękny Włoch morduje ludzi nie robi na głównej bohaterce żadnego wrażenia, widocznie tak musi, no co zrobić, taki chłop prowadzi żywot. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz? NO BAJKA. A teraz odwróćmy lekko sytuację i wyobraźmy sobie, że filmowa Laura Biel zostaje uprowadzona przez otyłego Polaka, mającego problem ze świeżością oddechu, mieszkającego w wynajmowanej kawalerce na obrzeżach miasta i jeżdżącym 20-letnim Citroenem z instalacją gazową, który zapewnia, że do szaleństwa zakochał się w kobiecie? Czy taka kombinacja skończyłaby się namiętnym aktem seksualnym? Z pewnością, ale w celi i ze współwięźniem w roli głównej, bo zapewne taki delikwent szybko usłyszałby prokuratorskie zarzuty i trafił w miejsce odosobnienia na długie lata. Taka romantyzacja przemocy seksualnej bardzo boli, zresztą tak samo jak zachowanie kobiet w "365 dniach", które są naiwne, głupie i same pozbawiają się niezależności na rzecz chęci bycia niewolnicą w złotej klatce.

Boli mnie także, co chyba jest najbardziej szkodliwe w "365 dniach" i jakimś cudem pomijane niemalże przez wszystkich, promowanie seksu bez żadnych zabezpieczeń. Wygląda na to, że na Sycylii nikt o prezerwatywach nie słyszał. Seks tam uprawia się spontanicznie, tu i teraz, bez uprzedniego pomyślenia o ewentualnych konsekwencjach. Co tam ciąża! Co tam choroby weneryczne bądź wirus HIV! Przecież Massimo jest tak P O T Ę Ż N Y, że z pewnością jest zdrowy, a prowadzenie rozwiązłego życia seksualnego na pewno nie stawia go w grupie podwyższonego ryzyka. Ech.

Problemem "365 dni" jest też absolutna bezcharakterność i nijakość praktycznie wszystkich ekranowych milusińskich. Massimo to po prostu figura (niby)romantycznego gangstera, który jest zły, ale tak naprawdę chce być dobry, ale Michele Morrone wszystko gra za pomocą jednej miny i z tym samym wyrazem twarzy, co w pewnym momencie zahacza o parodię. Weźcie sobie obejrzyjcie "Gomorrę" lub inną "Suburrę", to zobaczycie, jak wyglądają włoscy gangsterzy. Bardziej próbuje Anna Maria Sieklucka, której w pewnym momencie trochę udaje się wyjść na prowadzenie z Laurą, jednak to wyłącznie scenariuszowa zmyłka i ta niby silna babka "z jajami", finalnie nie ma wiele do powiedzenia. Na ekranie prawdziwe życie pojawia się dopiero wraz z pierwszą sceną Magdaleny Lamparskiej, bo chociaż jej bohaterka jest prymitywna i wiecznie ubzdryngolona, to paradoksalnie ma w sobie najwięcej mądrości, rozwagi oraz zwyczajnie czuć, że w jej żyłach płynie krew, a nie nigdy niespełnione fantazje.

"365 dni" reklamowano hasłem "film, jakiego w Polsce nie było". I jest w tym szczypta prawdy, bo tak bezczelnego produktu serialopodobnego, który przebrano w fatałaszki filmu, polska kinematografia nie widziała nawet w wydaniu Patryka Vegi. Gdy zobaczycie zakończenie, to zrozumiecie. Genialny w swojej prostocie pomysł na biznes. Miał być mocny film erotyczny, a zamiast tego otrzymaliśmy nudną opowieść o niczym. Ziew. Widać, że Barbara Białowąs i współreżyserujący Tomasz Mandes (będący również producentem) raczej niewiele mieli do powiedzenia na planie, bo głową projektu była Blanka Lipińska. Niestety. Całości jednak trzeba oddać, że Bartek Cierlica całość sfilmował bardzo ładnie. Szkoda, że to jedna z niewielu zalet "365 dni".

Ocena: 3/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 7 lutego 2020 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Komentarze 37

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

A
Anty-Blanka
Super recenzja, napisana ze swadą i z humorem. Usmialam sie z podsumowania tych pseudo-artystcznych dokonań. Pod recenzja podpisuje się obydwiema rękami. Recenzent ocenił film na to co zasługuje. Takie grafomanskie wypociny na ekran przenosić... Pani Blanka oprócz reklamowania rozwiazlosci w każdym wydaniu, oraz operacji plastycznych nie ma w zasadzie nic do zaoferowania - ani widzom, ani czytelnikom i bardzo dobrze to ocenił w recenzji - jej autor. Przyłączam się również do opinii zawartych w innych komentarzach, ze film promuje upadlanie kobiet.
A
Anty-Blanka
Pod recenzja podpisuje się obydwiema rękami. Recenzent ocenił film na to co zasługuje. Takie grafomanskie wypociny na ekran przenosić. Pani Blanka oprócz reklamowania rozwiazlosci w każdym wydaniu, oraz operacji plastycznych nie ma w zasadzie nic do zaoferowania -poza szokowaniem - ani czytelnikom,ani widzom.
S
Sim
Mylę że recenzja to dno... wiadomo było że to nie film na Oscara, ale ludzie to miał być erotyk... I takich filmów nie robi się dla jajoglowych, tylko dla osób które chcą się odprężyć, i TAK misja to było na filmie zrobić. Czytałam książki, ekranizacja niestety nie odzwierciedla wg. Mnie istotnych scen, przez co dużo traci. Jednak nie można powiedzieć że brak mu jakości, film nagrany z rozmachem. Co co czytali wszystkie części wyjdą ciche rozczarowani, bo koniec jest jaki jest... A my wiemy co powinno być. Lub co będzie. Ale cieszę się że nagrano taki film, w dalej scenerii... który absolutnie nie musi mieć Oskara, wystarczy duża widownia, a tego nie brakowało i to najlepsza recenzja. GREYA też krytykowali, a na każdej kolejnej części widownia była wypełniona po brzegi. Mam nadzieję że 365 dni dowiedz utrze nosa mądralińskim?
K
Kate.
Bardzo słaba ekranizacja. Film okropnie zmontowany. To było jakby poucinane fragmenty tej historii której bez nich widz nie jest w stanie zrozumieć. Jedyna dobra grę aktorską pokazała nam Magdalena Lamparska. Reszta aktorów - nieporozumienie. Nie polecam. Żałuję że wydałam pieniądze na bilet do kina.
K
Kate.
Bardzo słaba ekranizacja. Film okropnie zmontowany. To było jakby poucinane fragmenty tej historii której bez nich widz nie jest w stanie zrozumieć. Jedyna dobra grę aktorską pokazała nam Magdalena Lamparska. Reszta aktorów - nieporozumienie. Nie polecam. Żałuję że wydałam pieniądze na bilet do kina.
S
Skye
Chciałam zobaczyć recenzję.... No i nie wyszło. Więc, pomyślałam, że może w komentarzach przeczytam coś dobrego... I nie wyszło. Jestem zażenowana używaniem języka podwórkowego w recenzjach pisanych przez ' znawców' oraz obrażaniem innych ludzi(zwłaszcza gustów') przez innych czytelników.Z góry Dziękuję osobom, które zapewne rzucą się do mojej wypowiedzi :)
K
Kobieta
Wstyd mi, jako Kobiecie, za "kobiety", które tu piszą, że jest to super film dla Kobiet. Nie, nie jest. Jest to gniot dla prowincjonalnych kur domowych po podstawówce i glonojadów lansujących się na ściankach. Dno, dno i jeszcze raz dno. Tak samo jak i książka. P.S. najpierw zachwycacie się takimi "dziełami", naśladujecie ich bohaterki a potem płaczecie, że jesteście molestowane... Tyle.
K
Kore
Serio? 50 gęb Greya, to taka bajeczka dla miernych gospodyń domowch po gimnazjum. Bo inaczej tego nazwać nie można.... Pamiętam tą schizofrenie idio tek i te ich drżące komentarze w sieci... "mam i ja" mam. Ma m... Jezuuniuu... Do wyrzygu.
M
Muro
A ja zgadzam się z recenzja. Film dno i sam chciałem wyjść zaraz na początku, teraz żałuję że tego nie zrobiłem. Oceniamy film jako osobny produkt obok książki. Nikt nie mówił że ma być to odwzorowaniem 1:1wersji papierowej więc nie rozumiem bólu tyłka niektórych kobiet w komentarzach?
f
femin
Recenzja dobra a jej główne tezy jak najbardziej słuszne. Nie rozumiem zachwytów, najpierw nad książką, teraz nad filmem. Przecież tematyka tych "dzieł" upadla kobiety. W jaki sposób są one tu przedstawione? Jako silne, zdecydowane, samodzielne, o silnym kręgosłupie moralnym i zasadach etycznych? Nie, to typowe prymitywne blachary, które cały swój czas spędzają na zakupach w ekskluzywnych butikach popijając przy tym najdroższy szampan w ilościach hurtowych. A wszystko oczywiście nie za własne pieniądze. I tym ma się zachwycać, i o tym marzy każda kobieta?
B
BT
Byłem w kinie i po dobrej chwili chciałem wyjść, gniot totalny. Nie polecam, przewidywalny, nudny, prosty. W większości zgadzam się z recenzja
N
Nie ważne
Jak dla mnie Grey był lepszy i ten film nie pobije Greya. Nie wiem po co podobny film do tamtego skoro każdy wie skąd tak na prawde wziął się ten film. Jak dla mnie bez sensu ogladałam Greya i pozostane przy tym filmie.
G
Gosc
Żeby wyrazić taka recenzje trzeba przeczytać książkę i to koniecznie. Byłam wczoraj porównując do książki słabe, wiele fajnych wątków pominietych albo zmienionych, zwłaszcza koniec mocno mnie rozczarował! Ale ogólnie wyszłam zadowolona. Muzyka genialna.
S
Sanders
Boszeeee jak można publikować takie głupoty? To jest recenzja ?? Autor chyba ma problemy emocjonalne...... film ma fabułę wystarczy mieć otwarty umysł.
K
Kasia
Bardzo dobra recenzja. Film dno. Do końca nie potrafiłam wytrwać...wyszłam i uważam, że to była słuszna decyzja
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn