"Ashby". Przyjaźń licealisty z emerytowanym byłym zabójcą [RECENZJA]

Ed Wallis ma 17 lat, jest w liceum, nie ma za bardzo pomysłu na dalsze życie, nie jest też specjalnie lubiany przez rówieśników, którzy uważają go za dziwaka. Ashby Holt był niegdyś zabójcą na usługach CIA, podobno zabił około 100 osób. Teraz jest na emeryturze, mało tego, niewiele mu już życia zostało – lekarze mówią, że najwyżej 5-6 miesięcy… Ed zaprzyjaźnia się z tajemniczym sąsiadem, który stara się przekazać mu swe życiowe doświadczenie. A przy okazji rozlicza się z własną przeszłością i zbliża do spraw wiary. Postanawia też wykonać jeszcze jedną misję – zabić trzech starych bossów mafijnych…

Skromny komediodramat Tony’ego McNamary trafił do rozpowszechniania w trybie video-on-demand, poza tym wyświetlany był w zaledwie 15 kinach w USA. Nie ma się za bardzo temu co dziwić – scenariusz jest wszak odrobinę kontrowersyjny (zabójca uczy moralności i życia naiwnego nastolatka, sam Ashby z jednej strony poza tym godzi się z Bogiem, a z drugiej przemyśliwuje, jak zabić trzy kolejne osoby…), budżet nie za wysoki, w obsadzie też brakuje gwiazd pierwszej wielkości, nie jest bowiem już taką z pewnością Mickey Rourke, odtwórca roli Ashby’ego (choć trzeba uczciwie przyznać, że to jedna z ciekawszych ostatnio ról tego aktora). Film ogląda się jednak z przyjemnością, jest w nim czas na zwykłą zgrywę, jest czarny humor, jest i odrobina prawdziwego dramatu, nie brakuje też typowo amerykańskich, podnoszących na duchu przesłań typu „Jeśli w siebie uwierzysz, możesz wszystko osiągnąć”. Nie do końca udało się natomiast zgrabnie połączyć dominujące dla danych postaci wątki – a więc likwidację mafijnych drani przez Ashby’ego i zostanie gwiazdą futbolu przez Eda. Ma się wrażenie, że każdy z nich żyje własnym życiem i coraz bardziej się od siebie oddalają.

Beata Cielecka

"Ashby" w tv

WRÓĆ DO PROGRAMU TV!