NASZA OCENA: 6/10
Halina Radwan, młoda kobieta samotnie wychowująca córkę, pracuje w sieci sklepów Motylek. Pewnego dnia spełnia się jej marzenie i dostaje awans. Praca wiąże się jednak nie tylko z wyższą wypłatą i dodatkowymi zajęciami – do nowych obowiązków Haliny należy między innymi pozbywanie się niepotrzebnych lub zbyt wiele żądających koleżanek i tuszowanie różnych machlojek firmy… W końcu kobieta nie wytrzymuje i decyduje się na wytoczenie Motylkowi procesu. Rzutcy prawnicy sieci, a także opłacenie przez sieć ludzie zaczynają skutecznie niszczyć życie niepokornej pracownicy.
Film Marii Sadowskiej na polskim rynku jest pewnego rodzaju nowością, u nas przecież praktycznie nie kręci się obrazów zaangażowanych społecznie, to domena raczej kina amerykańskiego i brytyjskiego. Stąd też o „Dniu kobiet” zaczęto mówić „polska Erin Brockovich”. Rzeczywiście, typ bohaterki granej przez Katarzynę Kwiatkowską może się kojarzyć z przebojową Erin w interpretacji Julii Roberts. Samych filmów porównywać już za bardzo nie ma co, jeśli chodzi o tematykę i poziom.
Sadowska idzie trochę „na całość”, kumulując przeróżne, w zasadzie wszelakie możliwe, katastrofy spadające na głowę głównej bohaterki, robiąc wszystko, by widz „musiał” stanąć po stronie słabszej. Oczywiście powinien, sama fabuła inspirowana była wszak skandalami związanymi z siecią ze znaczkiem innego owada, ale czy naprawdę trzeba było użyć aż tak dosadnego szantażu emocjonalnego? Na swe szczęście reżyserka pokazała, że w takiej firmie, podobnie jak w korporacjach, każdy jest tylko trybikiem, który staje się świnią bojąc się o pracę, gdyż ten nad nim jest świnią jeszcze większą… Trafne, a rzadko akcentowane spostrzeżenie.
„Dzień kobiet” budzi emocje, mimo swych niedoskonałości ogląda się go naprawdę dobrze, oczy cieszą też niezłe kreacje aktorskie, przede wszystkim wspomnianej Kwiatkowskiej.
Beata Cielecka
"Dzień kobiet". Sprawdź datę emisji
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
