NASZA OCENA: 5/10
Poznań, przeddzień wybuchu powstania. Do kraju płynie z Ameryki Ignac Jan Paderewski, który podobno, oprócz płomiennych odezw mających porwać Wielkopolan do walki, wiezie też i armatę. Prusacy za wszelka cenę nie chcą, aby pianista i mąż stanu w jednym dotarł do Wielkopolski, angażują więc doktora Abuse, telepatę, który na odległość wmawia Paderewskiemu, że jest chory na grypę hiszpankę. Poznańscy spiskowcy-spirytyści zdają sobie sprawę z zagrożenia, dzięki pieniądzom bogatego przedsiębiorcy angażują więc inne światowej sławy medium, Funka, który ma stoczyć mentalna walkę z Abusem.
Dla jednych arcydzieło, które wreszcie zrywa ze stereotypowym martyrologicznym nurtem ojczyźnianym w naszym kinie. Oto wreszcie jedyne zwycięskie powstanie, a nie katowanie się kolejną klęską. Oto zamiast zadęcia i patosu toczący walkę w umysłach spirytyści i miłość przez duże M. Oto w końcu historyczny ważny epizod podany w rozrywkowej formie, z rozmachem i efektami, jakich polskie kino podobno nie widziało. Dla innych tytuł „Hiszpanka” ma inne od fabularnego uzasadnienie – podczas oglądania można się pochorować. Dlaczego? Ano aktorzy grają jak w dość lichym teatrze (i ta nadekspresja i sztuczność akurat jest faktem…), scenariusz jest nieprawdopodobny, wręcz kuriozalny (trudno z tym polemizować), efekty może i robią wrażenie, ale ich przesyt szybko zaczyna nużyć (prawda!), ogólnie – kicz i podszywanie się pod artyzm. Jedna i druga strona ma swoje racje, bo też i „Hiszpanka”, podobnie jak poprzednie filmy Łukasza Barczyka (odsądzany od czci i wiary „Nieruchomy poruszyciel”, ciekawy „Patrzę na ciebie, Marysiu”), jest bardzo specyficznym kinem, które łatwo znienawidzić, ale które równie łatwo może też zamieszać w głowie i przypaść do gustu. To kino tylko na pozór komercyjne, w swej formie bardziej eksperymentalne. Seans jest ciekawym przeżyciem, budzącym skrajne emocje.
Beata Cielecka
"Hiszpanka" w tv - sprawdź datę emisji.
WRÓĆ DO PROGRAMU TV!
