Wiele komedii romantycznych, jeżeli nie wszystkie, opiera się na sprawdzonych schemacie różnic pomiędzy bohaterami, najczęściej po prostu musi do fabuły wjechać tryb Kopciuszka: ona biedna, on bogaty, zakochują się, fanfary. „I tak cię kocham” także opiera się na różnicach pomiędzy naszymi zakochańcami, ale nie o zasobność portfela tym razem chodzi, a o pochodzenie i różnice kulturowe.

Emily (urocza Zoe Kazan) to młoda dziewczyna, pragnąca garściami czerpać z życia. Ma zasady: na pierwszej randce tylko raz uprawia seks i ewentualnie na do widzenia dorzuca robótki ręczne. Nic więcej. Kumail (Kumail Nanjiani) to przeciętny stand-uper, który jednak na życie zarabia jako kierowca Ubera; również chce korzystać z życia, dlatego lubi sypiać z białymi dziewczynami, ale później jakoś zapomina im powiedzieć, że raczej nic więcej z tego nie będzie, bo matka z ojcem szukają dla niego idealnej pakistańskiej partnerki. Wszak w ich kulturze małżeństwa się aranżuje, a strach przed wykluczeniem z rodziny jest silniejszy niż własne uczucia. Tak, tak, oczywiście Emily i Kumail się zakochają, ale sielanka kiedyś musi się skończyć – KLASYKA, jakby powiedział Alan z „Kac Vegas”.
Michael Showalter pokazuje, że mając w rękach typowy zestaw klocków pt. „komedia romantyczna”, można z tego stworzyć coś więcej, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Tam, gdzie inni autorzy zapewne postawiliby na hardy dramat, morze łez i szantaż emocjonalny, tak urodzony w 1970 roku reżyser stawia na dystans i ironię. Bo często w sytuacjach dramatycznych tylko śmiech może nas uratować i to doskonała dewiza, jaka płynie z całości.
Skarbem „I tak cię kocham” jest scenariusz, który wspólnie napisali Kumail Nanjiani oraz Emily V. Gordon. Tak, tak, to właśnie ich historia, opowiadają o sobie i dlatego jest to tak wiarygodne oraz wychodzi im tak dobrze. To produkcja oparta na dialogach, wszelkie batalie słowne oraz żarty potrafią wywoływać salwy śmiechu. Często w recenzjach przywoływany jest żart o 9/11; w kinie podczas tego momentu autentycznie dławiłem się ze śmiechu. Tutaj każdy dialog działa, słowa są idealnie dobrane, a dodatkowo włożono je w usta charyzmatycznych bohaterów.
Bo „I tak cię kocham” świetnym aktorstwem stoi. Kumail Nanjiani jest samym sobą, ale to, co wyprawiają Holly Hunter i Ray Romano przechodzi ludzkie pojęcie. Są perfekcyjni i kradną dla siebie większość scen. Aż mi się po seansie filmu wymarzyła kontynuacja właśnie z nimi w roli głównej, bo potencjał jest ogromny. I tylko żałuję, że w tak ograniczonych porcjach otrzymujemy na ekranie piękną Zoe Kazan…
„I tak cię kocham” to szalenie uroczy film. Świetny scenariusz wzbogacono o doskonałą obsadę i przede wszystkim z niczym nie przesadzono, ani z lukrem, ani z dramatem. Film Showaltera to opowieść o dojrzewaniu do uczucia oraz wzięcia odpowiedzialności za drugą osobę. Nie oczekujcie ckliwej historyjki miłosnej, bo tak naprawdę otrzymacie produkcję o tym, że związek to praca, kompromisy oraz wyrzeczenia. Nie zapominamy, że nie da się też poznać drugiej osoby w jedną chwilę, związek to proces, ciągłe poznawanie się i przełamywanie bariery wstydu, jak chociażby w genialnej scenie z nocnym „wyjściem na kawę”. No i pamiętajcie: czasem Uber jest lepszy niż Tinder.
Ocena: 7/10
Krzysztof Połaski
"I TAK CIĘ KOCHAM" W KINACH
Recenzja została pierwotnie opublikowana 7 stycznia 2018 roku.
