Anna (Trine Dyrholm) i Erik (Ulrich Thomsen) są małżeństwem z długim stażem. Wychowują córkę Freję (Martha Sofie Wallstrøm Hansen), wchodzącą w wiek dojrzewania niefortunnie właśnie wtedy, gdy ich małżeństwo przeżywa kryzys. Erik, wykładowca akademicki, jest typem spokojnego człowieka, lubującego się w stabilności i niczego mu w związku nie brakuje.
Anna natomiast jego jego przeciwieństwem; kobieta jest prezenterką telewizyjną, która czuje, że przez relację ze swoim mężem coś ważnego omija ją w życiu. Zwyczajnie się nudzi i zastanawia się, jakby się czuła, gdyby w ich życiu pojawiły się osoby trzecie. Może na początku niekoniecznie w sypialni, ale na przykład gdyby zamieszkali z obcymi ludźmi i stworzyli komunę... A okazję mają, gdyż Erik właśnie odziedziczył po swoim ojcu ogromny dom, którego utrzymanie przerasta możliwości finansowe małżeństwa, więc dodatkowi lokatorzy są jak znalazł.
CZYTAJ TAKŻE:
Vinterberg na przykładzie małej społeczności tak naprawdę bierze pod lupę demokrację i wytyka jej absurdy, szkoda tylko, że robi to w tak mało odkrywczy sposób. Wszelkie spotkania domowników przy stole, gdzie wspólnie przegłosowują nawet najbanalniejsze sprawy, stanowią główne źródło humoru, ale niestety wraz z kolejnymi minutami filmu stają się ograne. W końcu ile można patrzeć na płaczącego Faresa Faresa?
Niestety największym grzechem „Komuny” jest przewidywalność; zakończenia tej historii możemy domyśleć się już w początkowych minutach filmu. Szkoda też, że tak uznany twórca jak Vinterberg zaserwował widzom w gruncie rzeczy banalną historię o postępującym rozpadzie małżeństwa. Zdecydowanie zabrakło tutaj głębi oraz szerszego spojrzenia na temat funkcjonowania w komunie. Lata temu stanowczo lepiej poradził sobie z tym Lukas Moodysson, realizując film „Tylko razem”.
Na szczęście „Komuna” broni się aktorsko, co jest głównie zasługą doskonałej Trine Dyrholm. Mam wrażenie, że urodzona w 1972 roku aktorka nie tylko rozwinęła swoją postać bardziej niż zakładał scenariusz, ale uzbroiła ją także w wachlarz emocji, dzięki czemu na ekranie oglądamy dramat prawdziwej kobiety, która jest zagubiona, zastanawiając się czy jej dotychczasowe życie było szczęśliwe. Wspaniała kreacja. Reszta obsady również sprawdziła się bardzo dobrze, ale przy takim formacie aktorstwa, jaki zaprezentowała Dyrholm, trudno komplementować ich aż tak mocno. Zdecydowanie przyćmiła wszystkich.
„Komuna” nie jest złym filmem i to niech będzie jasne. Jednak od autora tak świetnych filmów jak „Festen” czy „Polowanie” wymaga się czegoś więcej niż przeciętnej produkcji. Rozumiem, że Vinterberg chciał spojrzeć na temat przez różowe okulary i ubrać go w komediowy kostium, ale to nie oznacza, że powinien go zbagatelizować. A tutaj chyba właśnie tak się stało i otrzymaliśmy sentymentalną podróż do lat 70. XX wieku. Szkoda, że tylko i wyłącznie.
Ocena: 6/10
Krzysztof Połaski
"KOMUNA" OD 19 SIERPNIA W KINACH
Tytuł oryginalny: Kollektivet
Tytuł angielski/międzynarodowy: The Commune
Reżyser: Thomas Vinterberg
Występują: Ulrich Thomsen, Fares Fares, Trine Dyrholm
Kraj produkcji: Dania, Szwecja, Holandia
Rok produkcji: 2016
Język oryginalny: duński
Gatunek: dramat
Czas trwania: 111 min.
Recenzja została pierwotnie opublikowana 19 sierpnia 2016 roku.
