„Królewicz Olch” tworzy nieformalny dyptyk wraz z „Baby Bump” (które powstało poniekąd jako projekt poboczny, zrealizowany w przerwie podczas okresów zdjęciowych) i jeden film wywodzi się z drugiego. Na dobrą sprawę można by zaryzykować stwierdzenie, że otrzymujemy niemal tych samych bohaterów, tylko umieszczonych w innym miejscu, czasie oraz sytuacji. Inne także są naświetlane przez Czekaja problemy, chociaż motywem przewodnim jest wciąż dojrzewanie. O ile w „Baby Bump” obserwowaliśmy fascynację ciałem oraz szok związany ze zmieniającą się cielesnością, tak tutaj pierwsze skrzypce grają emocje, duchowość i próba zdefiniowania samego siebie.
Głównym bohaterem jest 14-letni chłopiec (świetny Stanisław Cywka), będącym geniuszem w dziedzinie fizyki. Co prawda zdarza mu się chodzić do szkoły z rówieśnikami, ale w wolnym czasie zamiast jeździć na rolkach – czego zresztą bardzo pragnie – pracuje nad teorią światów równoległych. O tym, że do pracy musi przyłożyć się jeszcze bardziej, dba jego autorytarna matka (Agnieszka Podsiadlik), bo telefon z banku w sprawie zadłużenia dzwoni coraz częściej, a dziesięć tysięcy euro, jakie w konkursie może wygrać chłopak, piechotą nie chodzi. Jakby tego było mało, w życiu bohatera pojawia się też nigdy niewidziany ojciec (Sebastian Łach)...
„Królewicz Olch” jest jednym wielkim wołaniem o normalność. Reżyser przedstawia widzom niesamowicie utalentowanego chłopca, w którym jednak zapał do rozwijania swojego geniuszu jest mordowany przez matkę, widzącą w synu jedynie inwestycję na przyszłość, a nie nastolatka, pragnącego utrzymywać relacje z rówieśnikami, jeździć na rolach, chodzić na imprezy, podrywać dziewczyny, śmiać się i bawić. Jest wobec niego niczym wilk rozszarpujący padlinę.
To również obraz konfliktu międzypokoleniowego, rodzącego się buntu i niemożności znalezienia wspólnego języka. Symboliczna jest scena, gdy matka próbuje mówić po angielsku, ale syn musi wszystko jej tłumaczyć – właśnie tak wygląda ich komunikacja. Autor portretuje dysfunkcyjną rodzinę, gdzie chłopcu brak autorytetu, szczególnie męskiego. Dlatego jednocześnie z nienawiścią, ale i podziwem patrzy na ojca, który w jego życiu pojawia się niczym grom z jasnego nieba. Tyle, że straconych lat nie da się nadrobić w jednej chwili.
W „Królewiczu Olch” powraca też, uwypuklony już w „Baby Bump”, wątek seksualności. Główny bohater stara się na wszelkie sposoby opanować swoje hormony, lecz od skrytych spojrzeń na nogi, pośladki lub fantazji erotycznych – jakkolwiek dziwne by nie były – nie ucieknie. Tłamszona seksualność musi w końcu wybuchnąć.
„Królewicz Olch” jest świetnie nakręcony oraz zagrany. Kuba Czekaj w pełni zrealizował swoją wizję i dopieścił film stylistycznie oraz muzycznie. Widać, że w tę produkcję włożono więcej pracy niż w „Baby Bump”, gdyż jest dojrzalej, bardziej spójnie i wyraziście. Całość jest czytelniejsza i bardziej przystępna dla widza, a do tego ogromnie fascynuje i nie daje o sobie zapomnieć po projekcji. Jeżeli teraz publiczność nie „kupi” tego dzieła, to coś mi podpowiada, że za kilka lat będziemy mówić, iż „Królewicz Olch” wyprzedził swoją epokę.
Ocena: 8/10
Krzysztof Połaski
Recenzja została pierwotnie opublikowana 23 września 2016 roku.
