Tytułowy rolnik, to trochę bajkowy książę tyle, że nie na rumaku, ale w traktorze. Kopciuszek, to nie do końca ta jedyna, ale póki co, kilkuosobowy zespół, posłusznie poddający się werdyktom księcia. Kryterium przydatności kandydatek na żony przypomina raczej nabór na ludzi do pracy w polu, a idea randkowej poligamii jest już nieco upokarzająca. Jak to w bajce bywa, całe szczęście, ból odrzucenia łagodzi sielski obraz polskiej wsi.
Walka o względy płci przeciwnej, w każdej innej sytuacji nie różniłaby się tak bardzo od tej którą toczą uczestnicy, jednak program trąci feudalnym podziałem ról. Czy groteska byłaby równie silna gdyby wyboru dokonywał lekarz albo prawnik? Być może. Niemniej jednak, taki scenariusz wydaje się kompletnie odrealniony. Mimo nowego millenium, zmodernizowanych wsi i inżynierów rolnictwa, utrzymuje się stereotyp zaściankowych, pejoratywnie mówiąc, wieśniaków.
Ku uciesze widza, powielanie kliszy okazuje się nie bezpodstawne. Kupczenie miłością jak towarem z półki pomiędzy drobiem a wołowiną wywołuje lekkie zażenowanie. Bez względu na powyższe, wszystko łagodzi maska programu rozrywkowego, który z definicji nie szkodzi. Paradoksalny jest fakt, że coraz bardziej samotne społeczeństwo, śmieje się z problemu dotyczącego coraz większego odsetka, modnie ujmując, singli.
Monika Kotas
