NASZA OCENA: 7/10
Rok 1865, angielska prowincja. Katherine wychodzi za mąż za Alexandra, dziedzica górniczego imperium. Zamieszkuje w rezydencji męża, w której mieszka też teść, despota Boris. Obaj mężczyźni traktują młodą kobietę bardzo przedmiotowo, nie szczędząc jej poniżeń, a i nie wahając się używania siły. Znosząca złe traktowanie Katherine na dodatek nudzi się w wielkim domu, za jedyną towarzyszkę mając w zasadzie tylko służącą Annę. Sytuacja zmienia się w trakcie wyjazdu Alexandra i Borisa. Katherine poznaje wówczas parobka Sebastiana, nawiązuje z nim romans. Zakosztowanie swobody zmienia jej podejście do życia – kobieta postanawia zawalczyć o swe szczęście, nawet, dosłownie, „idąc po trupach”.
Film jest ekranizacją „Powiatowej lady Makbet” Nikołaja Leskowa (powieść zainspirował rzecz jasna dramat Szekspira). Debiutujący na dużym ekranie teatralny reżyser William Oldroyd przeniósł akcję z carskiej Rosji do Anglii, okroił też kilka wątków, eksponując przemianę zranionej, nieszczęśliwej i zahukanej kobiety w niebezpieczną intrygantkę, a pomijając w dużej mierze drugoplanowe wątki obyczajowo-społeczne. W efekcie w drugiej części „Lady M.” zmierza zanadto w kierunku kostiumowego dreszczowca, na pierwszym planie stawiając wątek kobiecej zemsty za doznane krzywdy (sama zaś bohaterka zaczyna się jawić wręcz jako wyrachowana psychopatka – w dużej mierze dzieje się tak przez wybrany przez reżysera bardzo zimny styl opowiadania). Mimo wszystko całość broni się znakomitą kreacją Florence Pugh w roli Katherine (nominacja do Europejskiej Nagrody Filmowej dla najlepszej aktorki), która od pierwszych scen budzi podskórne napięcie i niepokój – już w scenie ślubu widać, że w tej pozornie kruchej kobiecie drzemią mroczne siły, które wcześniej czy później rozsadzą gorset zakazów i okiełzać ją nie będzie łatwo. Trzeba też zwrócić uwagę na stronę wizualną i oprawę muzyczną – zdjęcia ukazują świat bogaty i malowniczy, ale jednocześnie zduszony (mowa chociażby o kolorach), najczęściej z ekranu wybrzmiewa cisza (na ścieżce dźwiękowej są tylko trzy utwory).
Beata Cielecka
