"MOJA GWIAZDA: TEEN SPIRIT" - RECENZJA
Violet Valenski (Elle Fanning) to normalna 17-latka z polskimi korzeniami, mieszkająca na Isle of Wight. Zwykła dziewczyna – uczy się, ma małe grono przyjaciół, ciężko pracuje i uwielbia śpiewać, co nie do końca rozumie jej matka (Agnieszka Grochowska), która już wiele lat mieszka w Wielkiej Brytanii, jednak wciąż nie potrafi odnaleźć się na obczyźnie. Wiola nie ma zbyt wielu perspektyw, dodatkowo coraz mocniej uświadamia sobie, że w przyszłości prawdopodobnie będzie dokładnie tak samo nieszczęśliwa, jak jej mama. Właśnie wtedy nastolatka postanawia zgłosić się do talent show „Teen Spirit”. Wygra walkę o marzenia?

Brzmi znajomo? Owszem, filmów opartych na podobnym schemacie było wiele. Zresztą w ostatnim czasie dostaliśmy zarówno „Narodziny gwiazdy”, jak i „Vox Lux”, które mniej lub bardziej odkrywały – i tak znane – kulisy bytowania w showbiznesie. Tyle tylko, że „Moja gwiazda: Teen Spirit” robi to najbardziej subtelnie i pozornie nieefektownie, co nie znaczy nieefektywnie. O ile „Narodziny gwiazdy” były koncertem przesady oraz tanich i wymuszonych emocji, tak tutaj nie ma miejsca na takie zabiegi. Zamiast tego obserwujemy dość prawdopodobną ścieżkę kariery młodej i aspirującej piosenkarki, która musi zmierzyć się z dylematami i wątpliwościami, jakie zapewne miałby każdy będąc nastolatkiem postawionym przed możliwością realizacji wielkiej kariery.
Showbiznes to świat, w którym nie ma zmiłuj, jedna błędna decyzja i zostajesz z niczym, a to czy potrafisz śpiewać jest często drugorzędne. Z taką rzeczywistością będzie musiała skonfrontować się Violet Valenski, mając na wyciągnięcie ręki kontrakt i potencjalną sławę. Oczywiście nie ma nic za darmo i pierwsze miejsca list przebojów kosztują absolutną lojalność i stanie się produktem na smyczy wytwórni fonograficznej. Takie przypadki często spotykamy w muzyce, zwłaszcza u młodych artystów, dla których talent show jest jedyną furtką do realizacji własnych pasji.
Debiutujący w roli reżysera aktor Max Minghella odrobił lekcje, ponieważ w autentyczny sposób przedstawił zarówno świat programów typu „Idol”, „X-Factor” czy „The Voice”, jak i – co najciekawsze – życie emigrantów zarobkowych w Wielkiej Brytanii. Tutaj nie padają wielkie słowa, deklaracje czy wyznania – los Polaków, ale też innych nacji, jest pokazany za pomocą detali, skupiając się na pozornie niewiele znaczących rzeczach. Wystarczy skierować kamerę na Agnieszkę Grochowską, aby za pomocą jej spojrzenia oraz mimiki rozszyfrować, że jej bohaterka w Wielkiej Brytanii wciąż czuje się wyobcowana.
Elle Fanning w roli głównej jest doskonała i to ona jest panią tego filmu. Młodzieńczy urok, połączony z nutką nieśmiałości oraz genialnym wokalem sprawił, że w pełni uwierzyłem w bohaterkę kreowaną przez amerykańską aktorkę. I co z tego, że język polski w wykonaniu młodszej z sióstr Fanning może lekko razić, skoro wystarczy, że dziewczyna chwyci za mikrofon i oczarowuje wszystkich swoim śpiewem! Mam nadzieję, że urodzona w 1998 roku artystka w najbliższym czasie trochę poeksperymentuje z muzyką, co może zaowocuje płytą, ale na razie muszę zadowolić się ścieżką dźwiękową z filmu. Agnieszka Grochowska po raz kolejny udowodniła, że jest absolutną czołówką polskiego aktorstwa, ale na ekranie dobrze było znowu zobaczyć Zlatko Burica. Pamiętny Milo z trylogii „Pusher” Nicolasa Windinga Refna to wciąż chodząca charyzma.
„Moja gwiazda: Teen Spirit” to skromny i bardzo prawdziwy film. Max Minghella nie porywa się na wielkie słowa i tanie emocje, dając zamiast tego uczciwy portret dziewczyny walczącej o siebie oraz swoje marzenia. Opowieść o ciężkiej pracy i konfrontacji z własną moralnością. Wszystko w akompaniamencie świetnej ścieżki dźwiękowej, dopracowanych kostiumów oraz miłych dla oka zdjęć, które kuszą swoją kolorystyką (ta gra fioletową barwą, co koresponduje z główną bohaterką!), a dynamiczny montaż pozwala nam poczuć się jakbyśmy byli widzami prawdziwego talent show. Jestem na tak.
Ocena: 7/10
