NASZA OCENA: 3/10
O Nathanie, pierwszoplanowym (niestety) bohaterze „Porwania” w wykonaniu Taylora Lautnera. Może nie zdołał palmy pierwszeństwa w tej konkurencji odebrać Haydenowi Christensenowi z nowych „Gwiezdnych wojen”, ale bardzo się stara. Promowany na siłę przystojny wilkołak z serii „Saga: Zmierzch” może i potrafi ładnie prężyć mięśnie biegając bez koszulki po lesie, ale aktorsko jest mizerny i zwyczajnie mdły. Tym razem przyszło mu zagrać w przesadnie serio potraktowanej opowieści o chłopaku, który pewnego dnia odkrywa, że na portalu poświęconym zaginionym dzieciom… są umieszczone jego dawne zdjęcia (pomysł na scenariusz podsunął pewien nastolatek, który doświadczył podobnej sytuacji)! Kim więc naprawdę jest, kim są ludzie, których uważa za swych rodziców? Problemy egzystencjalne młodego Nathana przerywa grupka siepaczy, która wpada do domu i zabija jego przybranych rodziców. Młodzieniec, któremu pomaga piękna wybranka serca, musi uciekać przed tajemniczymi zabójcami i współpracować z prawdopodobnie dobrze życzącymi mu agentami (oczywiście głupszymi i mniej przewidującymi niż para nastolatków). Reszta to pościgi, walki, strzelaniny i banalne (a czasem wręcz idiotyczne) kwestie wygłaszane przez bohaterów.
Pierwsza część filmu jest nudna jak flaki z olejem (przez bite pół godziny twórcy przybliżają nam bohaterów dramatu), reszta zbyt schematyczna, by mogła jakoś specjalnie podnieść emocje. Ratować film próbowali grający z dystansem aktorzy drugoplanowi (niezawodny Alfred Molina, dobry Jason Isaacs i Maria Bello w rolach przybranych rodziców Nathana), ale na niewiele się to zdało – „Porwanie” poniosło klęskę i artystyczną, i finansową.
Beata Cielecka
"Porwanie". Sprawdź datę emisji w telewizji
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
