NASZA OCENA: 8/10
Gdyby nieśmiała była jedna ze stron, sprawa byłaby prosta: to drugie zrobi pierwszy krok. Problem w tym, że w obrazie Jean-Pierre’a Amérisa obie strony w obecności obcych nie potrafią wydukać słowa…
On, Jean-René, jest właścicielem fabryczki czekolady. Zna swój fach, dba o jakość, ale przebić się na rynku nie potrafi. Gra twardziela i zimnego biznesmena, ale z ulgą oddycha, gdy w końcu może w samotności zasiąść w fotelu w swym biurze. Gdyby nie pomoc terapeuty, pewnie tegoż biura nawet by nie opuszczał… Ona, Angélique, zna świetne przepisy na wyroby czekoladowe, których wyrabianie jest jej pasją. Cóż z tego, skoro nie potrafi sprzedać swej wiedzy… Decyzja o zatrudnieniu dziewczyny w fabryce, której szefem jest Jean-René, zmieni życie obojga. Także to uczuciowe… Czy jednak któraś ze stron przełamie się i wyzna, co czuje?
„Przepis na miłość” klimatem przypomina nieco „Amelię”. Są dobrzy ludzie, którzy robią dobre uczynki i powolutku zmieniają świat na lepsze, mają swoje dziwactwa i obsesje. Ich perypetie ogląda się z przyjemnością, choć czasem ma się ochotę na nich krzyknąć: pospiesz się człowieku, masz jedno życie!
Sukces filmu – a o takim niewątpliwie można mówić – to głównie zasługa świetnej gry aktorów, zwłaszcza belgijskiego gwiazdora Benoita Poelvoorde’a, jakże odmiennego (jeśli chodzi i o wygląd, i o sposób gry) od tego, co pokazał w „Nic do oclenia”, i nominowanej do Cezara Isabelle Carré (Angélique).
Beata Cielecka
"Przepis na miłość". Sprawdź datę emisji w telewizji
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
