"RIO" - PREMIERA W PONIEDZIAŁEK, 12 LUTEGO, O GODZINIE 20:35 NA ANTENIE TVP1
Późny wieczór. Coraz bliżej do zamknięcia małej placówki pewnego bardzo reklamowanego banku, który utrzymuje, że "zatrudnia najlepszych i najdroższych specjalistów oraz z pewnością nie jest parabankiem". Gdy ona (Emilia Komarnicka-Klynstra) już chce zakończyć swój zapewne ciężki dzień pracy, wówczas w drzwiach pojawia się tajemniczy on (Redbad Klynstra-Komarnicki), chowając pod pazuchą sto tysięcy złotych, które chce dobrze zainwestować... I rozpoczyna się gra pozorów, zmysłów oraz bitwa na kłamstwa. Kto pierwszy ulegnie, ten przegra.
Na pierwszy rzut oka "Rio" jawi się jako propozycja dla szerokiego spektrum widzów, ale finalnie spektakl rozczarowuje. Mam wrażenie, że największym problemem okazała się podstawa literacka, bo tekst Marka Kochana właściwie nie potrafi wybrzmieć. Autor, podczas spotkania po pokazie, tłumaczył się, że kilka lat temu zlecono mu napisanie krótkiej sztuki inspirowanej aferą Amber Gold, ale nie chciał podejść do tematu w sposób poważny, lecz w komediowy. I nie ma w tym nic złego, tyle, że w telewizyjnym "Rio" jakoś żartów jak na lekarstwo.
Reżyserujący Redbad Klynstra-Komarnicki, który w głównych rolach obsadził siebie i swoją żonę, miał kilka pomysłów na to widowisko, począwszy od próby naśladowania stylu Woody'ego Allena sprzed lat, po musicalowe wstawki, wyglądające jak muzyczne przerywniki z "Jaka to melodia?". AŁA. Szkoda tylko, że to wszystko nie złożyło się w jedną całość. Spójności w tym żadnej, przez co dostaliśmy produkcję poskładaną z różnych części oraz stylistyk, taki swoisty Frankenstein. Jeszcze gorsze jest "pozytywne przesłanie", które próbuje atakować widza od pierwszych ekranowych minut. I nie chodzi o sam fakt przesłania, ale o nachalność z jaką to czyni.
"Mock". Klimatyczny i pasjonujący retro kryminał, czyli Łukasz Palkowski debiutuje w Teatrze Telewizji [RECENZJA]
Teatr Telewizji to zawsze wyzwanie dla twórców. Ograniczony budżet oraz mniej niż siedem dni zdjęciowych do dyspozycji, sprawiają, że reżyser musi być w stu procentach precyzyjny. Nie ma miejsca i…
Chyba reżyser był świadomy wszelkich słabości, bo pod koniec spektaklu wjeżdża autoironia pełną gębą, gdzie drzemy łacha zarówno z etykietki serialowej aktoreczki, jak i aktora z teatru Warlikowskiego, gdzie trzeba wysiedzieć 5 godzin na spektaklu. Szkoda tylko, że ten motyw pojawił się tak późno i trochę na doczepkę. Ale przyznaję, tutaj się śmiałem i uratowało to całość przed kompletną katastrofą. Tyle, że to materiał na zupełnie inny spektakl.
Tańczą, śpiewają i przynudzają – tak chyba najkrócej można streścić "Rio". Rozumiem, że nie każdy Teatr TV to musi być ambitna sztuka, że pod szerokim hasłem "misyjność" mieści się też komediowe widowisko, które jest łatwe, proste i przyjemne, ale "Rio" jest najzwyczajniej w świecie nudne, a większość żartów jest wymuszona i niezbyt śmieszna. Gdyby jeszcze musicalowe fragmenty prezentowały wysoki poziom, ale i tutaj możemy mówić o zawodzie. Szkoda, chociaż doceniam autoironię pojawiającą się pod koniec widowiska.
Ocena: 4/10
Krzysztof Połaski
Recenzja została pierwotnie opublikowana 12 lutego 2018 roku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Kwaśniewska zawstydza młodsze koleżanki. Wyglądała w teatrze jak 40-latka
- Nagrali dzikie pląsy Nataszy Urbańskiej. Coś jej wystawało spod sukienki...
- Eleni od trzydziestu lat żyje bez córki. Jej grobu można nawet nie zauważyć
- Były ukochany Maryli nieźle się urządził! Jasiński mieszka lepiej niż ona! | ZDJĘCIA