NASZA OCENA: 7/10
Nowy Jork. Przypadkowe spotkanie początkującego pisarza Briana Blooma i 33-letniej Francuzki Arielle Pierpoint znajduje swój ciąg dalszy. Podczas następnego spotkania Arielle zdradza Brianowi, że jest żoną francuskiego dyplomaty. Początkowy flirt przeradza się w gorącą namiętność, pomimo tego że para może się spotykać ze sobą wyłącznie na dwie godziny dziennie: między 5 a 7 po południu.
Ten skromny, zabawny i czarujący film przypomina mi znakomitą słodko-gorzką komedię Melvina Franka z lat 70-tych z Glenda Jackson i Stevenem Seagalem „Miłość w godzinach nadliczbowych”. W tamtym bohaterowie też kradli dla siebie kilka godzin i też – co charakterystyczne – jedno z nich było uwikłane w inny związek. Jednak w tamtym dominował komediowy klimat wypływający głównie z faktu, iż oboje musieli ukrywać przed otoczeniem swój romans. Tu – i to coś nowatorskiego – zdradzany mąż nie ma nic przeciwko romansowi żony. Wręcz przeciwnie, jego rywal jest witany w jego domu, zapraszany i wręcz hołubiony. Oczywiście pod warunkiem, że czysta i klarowna sytuacja nie ulegnie zmianie Otwartość francuskiej pary jest dla tradycyjnie wychowanego bohatera czymś szokującym, nie mówiąc już o tym jak bardzo szokujące to jest dla jego rodziców, zwłaszcza ojca, który samo (francuskie) pochodzenie kobiety jest już godne potępienia. Właśnie te sceny, kiedy kochankowie konfrontują się z otoczeniem są źródłem największego komizmu.
Poza tym uroczy są zarówno odtwórcy głównych ról: Bérénice Marlohe i -zmarły tragicznie w zeszłym roku – Anton Yelchin, jak i Glen Close, Frank Langella w rolach rodziców Briana jak i bezkonkurencyjny i wciąż diablo przystojny Lambert Wilson.
Beata Cielecka
"Romans na godziny" w tv - sprawdź datę emisji.
WRÓĆ DO PROGRAMU TV!
