NASZA OCENA: 6/10
Oto na kilka dni przed emeryturą kurator sądowy Jack Mabry ma rozpatrzyć prośbę odsiadującego od ośmiu lat wyrok za podpalenie domu Stone’a o przedterminowe zwolnienie (w wyniku pożaru zginęli dziadkowie Stone’a). Ponieważ Stone przewiduje, że Mabry nie wyda pozytywnej opinii, namawia swą seksowną żonę Lucettę, by porozmawiała z kuratorem i wpłynęła na niego. Kontakt między tym dwojgiem kończy się romansem, z którego istnienia zdaje sobie sprawę zarówno Stone, jak i żona Mabry'ego, Madylyn.
I to tyle intrygi, w której trójka aktorów dramatu miałaby coś więcej do wygrania poza tym, co kazano im robić, czyli głównie... gadaniem. Największe możliwości dawała sytuacja psychologicznego pojedynku między Stone’em i Mabrym, którzy powinni prowadzić grę w iście makiawelicznym stylu. Obaj nie mają pewności, czy nie są manipulowani, obaj muszą ukrywać prawdziwe intencje, obaj muszą grać. Stone nie może wiedzieć, czy i do czego posunęła się jego żona, Mabry – czy ów pierwszy wie o romansie, który musi przecież skrzętnie ukrywać, i czy nie jest na własne życzenie manipulowany. A że jest, to oczywiste, więc kompletnie nie przekonuje uległość Mabry'ego, który – będąc przecież w tym zawodzie doświadczonym wygą – daje się omotać wokół palca istocie zwodzącej go na pokuszenie strategiami rodem z liceum.
To, co zaczyna się thrillerem, kończy się obyczajem, tak jakby reżyser nagle zapomniał, o co mu właściwie chodziło, bo jeśli o udowodnienie tezy mówiącej o tym, iż przestępca niewiele różni się od reprezentującego prawo, to trochę, jak na półtorej godziny, mało odkrywcze. Zabrakło mocnych akcentów w międzyczasie, a i końcówka nie pomaga filmowi. Tego typu narrację czasem ratuje uderzenie finału, dosłownie wbijające w fotel. Tu spodziewamy się go, bo sądząc po mocnym akcencie, jakim zaczynał się film, analogicznie winien się kończyć. Nic takiego się nie dzieje. Pozostają na pocieszenie niedomówienia i coś co widz może sobie sam dopisać/dopowiedzieć/dograć. No i oczywiście aktorzy, którzy grają bardzo przyzwoicie i aż szkoda, że nie wyciśnięto z nich więcej pary – no może z wyjątkiem scen miłosnych, bo te są niczego sobie!
Beata Cielecka
"Stone". Sprawdź datę emisji
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
