W jakiej kondycji jest polskie kino? Co będziemy oglądać? Podsumowanie 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych

Krzysztof Połaski
Łukasz Bąk / materiały prasowe TVP
48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych za nami. Obejrzeliśmy wszystkie konkursowe filmy i na własnej skórze przekonaliśmy się, w jakiej kondycji jest polskie kino. Sprawdźcie.

Spis treści

O przeszłości

Złote Lwy festiwalu w Gdyni powędrowały w ręce twórców filmu „Kos”, który opowiada o Tadeuszu Kościuszce. Bohater powraca do Polski z USA, aby wzniecić tutaj powstanie przeciwko Rosjanom. To nie będzie łatwe zadanie, bo dogadać się z jaśnie wielmożną szlachtą, która woli śpiewy i hulanki od walki o niepodległość, może okazać się wręcz niemożliwe. Paweł Maślona, razem ze scenarzystą Michałem A. Zielińskim, postać Kościuszki traktuje jako pretekst do opowieści o ówczesnej Polsce, która dzisiaj tak mocno rezonuje, że bez problemu odnajdziemy też odwołania do współczesności. Mocna i świetnie zagrana produkcja, które pokazuje, jak może wyglądać nowoczesne spojrzenie na kino historyczne. Zasłużona nagroda.

Właściwie konkurs 48. FPFF zdominowany był przez tytuły, które starają się rozliczyć z przeszłością. Echa działań komunistów wybrzmiewają z takich filmów jak „Doppelgänger. Sobowtór”, „Figurant”, „Różyczka 2” czy „Święty”. Każda z tych produkcji pochyla się nad czasem Polski Ludowej, gdy życie w ciągłym strachu oraz inwigilacja była normą. „Doppelgänger. Sobowtór” to zapis wewnętrznej konfrontacji szpiega, która zachłysnął się „zgniłym” Zachodem i musi we własnej głowie stoczyć bój o to, kim tak naprawdę jest. Z podobnymi kwestiami mierzy się bohater „Figuranta” Roberta Glińskiego, ze świetnym Mateuszem Więcławkiem w roli głównej. Za to sprawnie zrealizowany „Święty” Sebastiana Buttnego teoretycznie opowiada o kwestiach bardziej przyziemnych, ale jednocześnie przygląda się temu, jak komunistyczna bezpieka jest w stanie zniszczyć wszystko i każdego. „Różyczka 2”, chociaż jej akcja w większości osadzona jest we współczesności, to z kolei obraz radzenia sobie z własną tożsamością i mozolnego odkrywania, kim naprawdę się jest.

Trochę poza tą klasyfikacją jest „Imago” Olgi Chajdas, które chociaż osadzone jest na przełomie lat 80. i 90. XX wieku, to tak naprawdę kostium historyczny jest dla autorki jedynie pretekstem do opowieści o roli kobiety w społeczeństwie. Tym, jak chce żyć, a jak jej życie wyobrażają sobie inni. Jeden wielki punkowy koncert; przepięknie nakręcone i jeszcze lepiej zagrane. Lena Góra rozsadza ekran i udowadnia, że jest wielkim talentem.

O teraźniejszości

O naszym tu i teraz opowiedzieli twórcy filmów „Freestyle”, „Horror Story”, „Jedna dusza”, „Lęk” i „Święto ognia”. Netfliksowy „Freestyle” koresponduje z filmem „Życie w błocie się złoci”, który prezentowany był w konkursie filmów mikrobudżetowych. O ile film z Małachem w roli głównej daleki jest od doskonałości, a scenariusz pozostawia wiele do życzenia, to jednak brud i autentyczność, jakie się z niego wylewają są tym, o czym produkcja Macieja Bochniaka może pomarzyć. Film Netfliksa wygląda niczym karykatura i kabaret, gdzie wszyscy mówią „joł” i „mordo”, myśląc, że tworzą film o młodych ludziach. Jedna z największych bzdur tego festiwalu.

„Horror Story” Adriana Apanela to film, który dzieli widzów, ale trzeba twórcy oddać, że ładnie oddał... horror poszukiwania pracy. Konrad Eleryk na drugim planie kradnie każdą scenę dla siebie. „Lęk” z kolei to koncert dwóch aktorek; Magdalena Cielecka i Marta Nieradkiewicz doskonałe są jako siostry, a tę wycieczkę ku upragnionej śmierci ogląda się dość ciekawie, ale nie ma tutaj takiej lekkości oraz wykwintności, jaką miał film Françoisa Ozona pt. „Wszystko poszło dobrze”. „Święto ognia” to film, jakiego można było się spodziewać po Kindze Dębskiej; kino, które idzie sporymi skrótami, ale jest przyjazne dla widza, a Kinga Preis na drugim planie robi takie widowisko, że klękajcie narody.

„Jedna dusza” to kino, które ociera się o polską transformację, ale Łukasz Karwowski, który na swoim koncie ma słynną „Kac Wawę”, postanowił opowiedzieć o górniczej rodzinie, która nękana jest przez różne patologie; gwałt małżeński? Jest! Bicie żony? Jest! Pijaństwo? Jak najbardziej! Szkoda tylko, że w natłoku ekranowych wydarzeń i fekalnego koncertu zabrakło emocji. Bo to nie jest zły film, ale strasznie beznamiętny, gdzie losy głównych bohaterów w pewnym momencie obchodzą widzów coraz mniej.

O polskiej wsi

Tego problemu nie ma najlepszy i najmocniejszy film festiwalu, czyli „Tyle co nic”. Pełnometrażowy debiut Grzegorza Dębowskiego wbija w fotel i trzyma widza za gardło do ostatnich minut. Świetnie napisane, okraszone doskonałymi i prawdziwymi dialogami kino, które chyba nikogo nie pozostawi obojętnym. Artur Paczesny w roli głównej to absolutne odkrycie dla kina. Wielkie małe kino.

O polskiej wsi opowiada też jeden z najbardziej przeoczonych na festiwalu filmów, czyli „Chłopi”, którzy co prawda dostali nagrodę specjalną, ale trudno nie odnieść wrażenia, że to swoista nagroda pocieszenia dla twórców. Jestem szalenie ciekawy, jak w konfrontacji z widzami wypadnie animowana ekranizacja dzieła Reymonta, bo to naprawdę dobre kino, ale pytanie, czy widzowie będą chcieli obejrzeć ten tytuł w takiej formie i na ile pamiętają jeszcze poprzednią filmową wersję „Chłopów”. W każdym razie to miłe dla oka widowisko, które finalnie okazuje się dosadnym kinem o nas samych.

48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych przeszedł już do historii. O większości z tych filmów będzie się mówiło i dyskutowało w najbliższych miesiącach. Bez wątpienia, wszyscy czekają na ogólnopolską premierę „Kosa”. Chyba nikt nie spodziewał się, że historia Kościuszki zostanie pokazana w takim stylu. Ale to dobrze, nie ma nic lepszego od kina, które potrafi zaskoczyć i zostaje w głowie widza. A tak właśnie jest w tym przypadku. Wypatrujcie tych tytułów w kinach.

Krzysztof Połaski

W jakiej kondycji jest polskie kino? Co będziemy oglądać? Po...

W jakiej kondycji jest polskie kino? Co będziemy oglądać? Podsumowanie 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zobacz Q&A z Mandaryną !

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 4

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze!
Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA i obowiązują na niej polityka prywatności oraz warunki korzystania z usługi firmy Google. Dodając komentarz, akceptujesz regulamin oraz Politykę Prywatności.

Podaj powód zgłoszenia

P
Przestrzegam przed Holland
Jaka pogoń za szeklami? Przed wojną walutą w Polsce była złotówka. Szekle wprowadzono w Izraelu od lat 80. Jako Żyd powinieneś o tym wiedzieć. Sztuka właściwej obsady w filmach nie jest tym, czego może Holland najlepiej uczyć filmowców. Jest przecież wybitnym ekspertem od opluwania Polaków. Co prawda wielu reżyserów w Polsce ma osiągnięcia w tej dziedzinie, ale i tak pod tym względem jest Holland niedościgłym autorytetem.
M
MeeToo
Pamiętam jak na początku lat 90 tych niejaka Agnieszka Holland przestrzegała polskich filmowców, żeby nie powtórzyli błędów z dwudziestolecia, kiedy to w pogoni za szeklami stale angażowano te same twarze. W każdej produkcji musiała się pojawić Ćwiklińska, Znicz, Smosarska, Benita, Bodo... Niestety wtedy " koledzy" po fachu nie posłuchali " koleżanki". I mamy to, co mamy. Ktoś to jeszcze ogląda???
N
NieWidz
A co to jest polskie kino? Te same twarze bez wyrazu, bluzganie, sceny seksu jak z klatki z królikami, albo komedie romantyczne gdy musimy się przyglądać jak ta sama grupka aktorzyn dobrze się bawi. A najlepsze że teraz zajęli się polityką...
J
Janusz 1
Nie oglądam współczesnych polskich filmów. Jedni i ci sami aktorzy, do wielu nie mam najmniejszego zaufania, już mi się opatrzyli na kilkanaście lat do przodu.
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn