Spis treści
„WROOKLYN ZOO” RECENZJA
Estetyczny fachurka
Krzysztof Skonieczny jest multidyscyplinarny. Zajmuje się aktorstwem, reżyserią, pisze scenariusze, a ostatnio nawet rapuje, gdzie radzi sobie lepiej niż wielu kolegów, którzy w branży siedzą wiele lat. Jeżeli widzieliście pełnometrażowy debiut Skoniecznego, czyli „Hardkor Disko”, to doskonale wiecie, że pod względem estetycznym to po prostu fachurka. Zresztą „Ślepnąc od świateł” też było tego potwierdzeniem. Urodzony w 1983 roku twórca przepięknie potrafi bawić się kiczem, żonglować stylistykami, tak wyeksponować na ekranie kolory, że zapamiętacie je na długo.
![„Wrooklyn Zoo” [RECENZJA]. Świat nie zapłonie od tej miłości. Oceniamy film twórcy serialu „Ślepnąc od świateł”](https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/1/83/77/66f26da084305_p.jpg?1727163808)
Najbardziej osobisty projekt
Skonieczny o „Wrooklyn Zoo” mówi, że to jego dotychczasowe najbardziej osobisty projekt. Nie dość, że sam tytuł odwołuje się do deskorolkowo-rapowego składu, który przed laty współtworzył, to jeszcze scenariusz filmu jest syntezą prawdziwych przeżyć reżysera oraz jego wyobrażeń na temat generacji Z. I to jednocześnie zaleta, jak i finalnie przekleństwo filmu. „Wrooklyn Zoo” przenosi nas do Polski czasów nie do końca określonych; wiadomym jest, że przemiany ustrojowe są już za nami, ale cały anturaż to mieszanka lat 90. XX wieku z czasami współczesnymi.
Najciekawsze umyka
Podobnie jest z akcją, bowiem na ekranie oglądany coś na kształt dawnej walki skinów z punkami i w ten sposób stajemy się świadkami polsko-romskiej wariacji na temat „Romea i Julii”, gdzie źli naziole może nie urządzają urodzin Hitlera w lesie, ale „brudną” chałupę spalą z radością, a i Ukraińców chętnie oplują. Szkoda tylko, że jest to tak grubo ciosane i idzie bardziej w stronę clickbaitów rodem z brukowców niż chociażby próby rzeczywistego pochylenia się nad kwestią problemu społecznego. Bardziej wyrazistego podziału na dobrych i złych nie dało się zrobić. W tym wszystkim trochę niknie najciekawszy wątek, czyli społeczności romskiej, która mimo upływu lat i rozwoju romskiej kultury w polskiej w popkulturze, wciąż musi walczyć ze stereotypami. Tutaj całość dodatkowo zostaje wzbogacona o... czarną magię. Wyobraźnia mocno poszła w ruch, ale niekoniecznie z korzyścią dla scenariusza.
Dobry casting, ale...
Kawał dobrej roboty wykonały osoby odpowiedzialne za casting. Mateusz Okuła oraz Natalia Szmidt w rolach głównych uwodzą swoją prawdziwością; gdy trzeba, to są nieporadni i naiwni, innym razem są nabuzowani energią, a w jeszcze innych momentach są wręcz szczeniacko zawadiaccy i hej do przodu. Ciekawie patrzy się też na Konrada Eleryka oraz Hannę Koczewską, chociaż trudno oprzeć się wrażeniu, że oboje grają trochę na autopilocie, gdyż znowu wsadzono ich w ramy ról, w jakich mieli okazję się sprawdzić; on jako twardy i bezwzględny, ona jako zbuntowana i wyzwolona.
Bomba na banie, kończymy balet
Krzysztof Skonieczny mówi, że „Wrooklyn Zoo” to obraz życia w miejskiej dżungli. Więc odwołując się do głośnego „Dwutaktu” Alberto, Skonieczny niewątpliwie wjeżdża na peron, tak jak towar na rejon, ale... fabularnie film szybko wyłapał na ryj. Bomba na banię, kończymy balet. „Wrooklyn Zoo” to intrygujące przeżycie filmowe, ale całość ma dokładnie te same problemy, co „Hardkor Disko”. Piękne opakowanie, a w środku przekombinowana fabuła, nawet jeżeli założymy, że oglądamy baśń o młodości i swojego rodzaju sentymentalną wycieczkę do przeszłości, pierwszej miłości i starcia z prawdziwym życiem. Do tego, gdzieś w połowie film zmienia tempo, traci zadziorność oraz teledyskowość, która nadawała mu charakteru oraz sprawiała, że miło patrzyło się na tę, braną w bardzo duży nawias, opowieść. Świat nie zapłonie od tej miłości.
5/10
Krzysztof Połaski
„Wrooklyn Zoo” [RECENZJA]. Świat nie zapłonie od tej miłości...
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź TeleMagazyn.pl codziennie. Obserwuj TeleMagazyn.pl
