NASZA OCENA: 9/10
Pewnego dnia na wioskę, w której żyje młody wojownik Łapa Jaguara i jego krajanie napadają przybysze, którzy część jej mieszkańców zabijają, a część uprowadzają. W ostatniej chwili Łapie udaje się ukryć w bezpiecznym miejscu ciężarną żonę z małym synkiem. Jeńcy przybywają do kamiennego miasta, w którym trwają ceremonie ofiarne. Przybysze mają być kolejnymi z setek złożonych Bogom ofiar.
Mel Gibson stał się specjalistą od wskrzeszenia martwych kultur i zapomnianych języków. We wcześniejszej „Pasji” jego bohaterowie posługiwali się nieużywanym współcześnie językiem aramejskim, historię w „Apocalypto” opowiada się nam w języku yucatec, będący dialektem Majów. Nie dość więc, że oglądamy cywilizację, którą przed wiekami zniszczyli konkwistadorzy, to jeszcze mamy okazję “wysłuchać” tej historii w ich języku.
Z „Pasją” łączy „Apokalypto” jeszcze jedno podobieństwo. Mianowicie niezwykła, naturalistyczną wręcz brutalność z jaką pokazuje się zabijanie człowieka. Z całą drastycznością i w zbliżeniach obserwujemy systematyczną pracę kapłanów, którzy zabijają ludzi z chirurgiczną precyzją rozcinając nieszczęśnikom klatki piersiowe i wyrywając serca. Wszystko odbywa się wg rytuału, wszystko ma swój cel. I choć w tym momencie Gibson nieco naciągnął fakty, bo akurat Majowie nie wyróżniali się spośród Indian szczególnym okrucieństwem, a składanie ofiar z ludzi było miało miejsce raczej u schyłku ich kultury, to reżyser zdaje się mówić: okrucieństwo jest wpisane w ludzką naturę. Będzie trwało zawsze i wszędzie.
Nawiasem mówiąc, realizacja tej sceny dla ekipy, aktorów i statystów była równie zabójcza. Miała miejsce na szczycie piramidy, w upalny dzień, w którym temperatura dochodziła do 57 stopni C. Aktorzy, którym dorabiano długie uszy za pomocą silikonu i przymocowywano do głów specjalne treski, by uzyskać wrażenie spłaszczonego czoła pod tą charakteryzacją spływali potem.
Równie niesamowita jest następująca po niej, będąca niesamowitym wyścigiem z czasem, trwająca 40 minut sekwencja ucieczki Łapy, która – gdyby nie scena składania ofiar – nie miałaby takiego znaczenia i ładunku emocjonalnego. Nie czulibyśmy wtedy rozpaczliwej determinacji bohatera i zwierzęcego lęku przed śmiercią.
„Apokalypto” nie jest filmem dla widza o słabych nerwach. Scena pacyfikacji wioski indiańskiej poraża brutalnością oprawców, sekwencja składania ofiar wywołuje mdłości, a sekwencja ucieczki sprawia, że gryziemy palce ze zdenerwowania. Zaangażowanie do głównych ról aktorów, w których żyłach płynie krew Indian środkowoamerykańskich też zrobiło swoje, są naturalni do tego stopnia jaki dla ucywilizowanego widza europejskiego jest co najmniej dyskusyjny. Cokolwiek by o Gibsonie nie myśleć jest znakomitym dramaturgiem, który kolejny raz potwierdził swoją klasę. I człowiekiem, który nie boi się zaryzykować i pokazać zarówno degrengoladę jak i potęgę cywilizacji, o której mówił tak: Stałem na szczycie świątyni w El Mirador w Gwatemali w jedynym ocalałym skrawku dżungli w tym kraju. Patrząc przed siebie, widziałem zarysy 26 innych miast – wszystkie umiejscowione wokół nas, jak na tarczy zegara. Wtedy poczułem wielkość tej cywilizacji...
Beata Cielecka
"Apocalypto" w tv. Sprawdź datę emisji!
WRÓĆ DO PROGRAMU TV!
