"CZARNY MERCEDES" - RECENZJA
"Czarny mercedes" to z założenia kryminał, którego akcja została osadzona w Warszawie i Lwowie podczas II wojny światowej. Nadkomisarz Rafał Król (Andrzej Zieliński) stara się rozwikłać zagadkę tajemniczego morderstwa żony (Maria Dębska) znanego i szanowanego adwokata, Karola Holzera (Artur Żmijewski). Do czego doprowadzi śledztwo? Jaki będzie finał tej historii?
A szkoda gadać, szkoda strzępić... w ten sposób najlepiej skomentować fabułę "Czarnego mercedesa". Na ekranie oglądamy lichy kryminał, gdzie kolejne ruchy oraz decyzje bohaterów nie mają większego sensu czy uzasadnienia. Początek jest nawet obiecujący, ale z każdą następną minutą jest niestety gorzej, czego apogeum osiągamy w finale; tam jeden z bohaterów dokładnie wszystko tłumaczy, zupełnie tak, jakby widzowie nie śledzili akcji filmu przez wcześniejszych 115 minut. Naprawdę?

Widać, że Janusz Majewski kręcił całość z myślą o serialu, który podobno ma doczekać się swojej emisji. Ja jednak dzisiaj trochę zachowawczo podchodzę do takich informacji, ponieważ poprzedni film reżysera, czyli "Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy", też był nakręcony z myślą o telewizyjnym rozszerzeniu, którego nigdy nie ujrzeliśmy.
Fabuła "Czarnego mercedesa" nie sprawdza się na żadnym z poziomów. Jest nudno i zachowawczo, a po wyjściu z seansu trzeba się natrudzić oraz skupić, aby przypomnieć sobie o czym w ogóle był ten film. I dlatego ogromnie szkoda mi aktorów, bo widać, że robili co tylko mogli, aby to jakoś wyglądało. Tutaj ogromny szacunek kieruję szczególnie w stronę Andrzeja Seweryna, który jako hrabia Leon Przewiedzki jest fenomenalny. To też najlepiej oraz najmocniej napisana postać w całym filmie, gdzie mimo ewidentnego przerysowania widać, że na ten charakter był pomysł. Szkoda, że o reszcie bohaterów tego powiedzieć nie można... Jest w tej postaci humor, życie oraz pazur. Andrzej Seweryn pokazał, jak się kilkoma minutami kradnie cały dwugodzinny film.
Kultura i rozrywka

"Czarny mercedes" pod względem wizualnym prezentuje się dość porządnie. Ładne zdjęcia, kostiumy oraz scenografia - aż szkoda, że takie opakowanie okazało się praktycznie puste. Historia nie angażuje, nudzi, a na koniec irytuje swoją łopatologią. W zasadzie koniec filmu pogrążył całość, bo co z tego, że inne wątki mogłyby być odpowiednio rozwinięte, skoro finał tryska przewidywalnością? Szkoda.
Ocena: 4/10
Krzysztof Połaski
Recenzja została pierwotnie opublikowana 4 października 2019 roku.