Spis treści
„LANY PONIEDZIAŁEK” RECENZJA
Powrót do przeszłości
Justyna Mytnik, za sprawą „Lanego poniedziałku”, przenosi widzów do małomiasteczkowej Polski początku XXI wieku, gdy idolką nastolatek była podbijająca listy przebojów Britney Spears, a każdy małolat chciał mieć niezniszczalną Nokię 3310. W tych okolicznościach przyrody żyją, wychowane jedynie przez matkę, siostry Klara (Julia Polaczek) i Marta (Nel Kaczmarek), które przede wszystkich nie chcą odstawać od reszty. Starsza Marta stara się być przewodniczką i strażniczką dla młodszej Klary, ale pewne wydarzenie, które rozegrało się w tytułowy lany poniedziałek, na zawsze zmienia życie dziewczyn. Nawet, jeżeli będą próbowały zapomnieć, to nie da się tego wyrzucić ze swojej głowy.
Dawkowane napięcie
Autorka przed widzami kolejne elementy układanki odkrywa stopniowo, odpowiednio dawkując napięcie, oddając głos ofierze, która najpierw musi zmierzyć się sama z sobą, aby być gotową, by inni dowiedzieli się, co się stało. Oczywiście, szybko domyślamy się, o co chodzi, ale Mytnik niejako wchodzi w głowę bohaterki i na ekranie przedstawia jej perspektywę, ze wszystkimi lękami i traumami, które towarzyszą 15-letniej Klarze. Najpierw jest próba wyparcia, później nadchodzi czas siłowania się z próbami zapomnienia, aby następnie zacząć obwiniać samą siebie. Może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym założyła stanik? - zastanawia się główna bohaterka. Same są sobie winne, tak się ubierają - rzuca później rubasznie dziadek. I tak się kręci karuzela obwiniania ofiar oraz robienia z nich prowokatorek, co przecież niestety jest aktualne także dzisiaj.
Dziewczęce kino
„Lany poniedziałek” to kino do cna dziewczęce. Ten film robią aktorki. Julia Polaczek i Nel Kaczmarek są świetnie dobrane jako siostry; czuć między nimi energię oraz nadawanie na jednych falach. Dziewczyny są magnetyczne na ekranie. Zresztą, Nel Kaczmarek to dzisiaj jedna z najciekawszych i najlepszych młodych polskich aktorek. W każdej kreacji jest inna i wydobywa z siebie inne emocje. Z kolei Julię Polaczek można śmiało określić mianem odkrycia tego filmu, jedno wielkie WOW. Fantastyczna jest także Weronika Kozakowska. Miałem okazję podziwiać ją na deskach warszawskiej Akademii Teatralnej i już wtedy eksplodowała całą masą charyzmy. Prawdziwe sceniczne - i jak się teraz okazuje, także ekranowe - zwierzę.
![„Lany poniedziałek” [RECENZJA]. Dziewczyny biorą sprawiedliwość we własne ręce!](https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/1/b8/2b/66f27e8862ce2_p.jpg?1727168136)
Po co ta dosłowność?
Czy to wszystko brzmi, jak przepis na doskonały film? Niestety, tylko po części. Całą magię zabiera zbędna dosłowność, którą autorka serwuje za pośrednictwem ekranizacji koszmarów głównej bohaterki. Oczywiście rozumiem założenie tych scen, a także całą konwencję odwołującą się do dawnych wierzeń, rytuałów oraz ucieczki w świat fantazji, ale prawda jest taka, że abstrahując od kiczowatości tych sekwencji, one niepotrzebnie eksponują to, co jeszcze mocniej zadziałałoby nie do końca wypowiedziane. Czasem największą wartością jest milczenie bądź zatrzymanie się w momencie, gdy instynkt sugeruje, aby docisnąć jeszcze mocniej.
Pokrzepiające kino zemsty
„Lany poniedziałek” dość mocno wymaka się ramom tradycyjnego dramatu. Nie zawsze to działa, ale w finale, który być może dla wielu będzie jawić się jako przegięty, ma to dużą moc. Justyna Mytnik daje się wtedy ponieść i nie bierze jeńców. Za każdym mocnym uderzeniem idzie jeszcze mocniejsze, abyśmy ostatecznie dostali być może ciut baśniową, ale pokrzepiającą opowieść o kobiecej sile, która potrafi pokonać naprawdę najgorsze i wyjść z tego starcia pełną dumy oraz z jeszcze większą krzepą. To w gruncie rzeczy widowiskowe kino zemsty, w którym dziewczyny biorą sprawiedliwość we własne ręce. I bardzo dobrze.
Krzysztof Połaski
7/10
„Lany poniedziałek” [RECENZJA]. Dziewczyny biorą sprawiedliw...
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź TeleMagazyn.pl codziennie. Obserwuj TeleMagazyn.pl
