Nieliczni autorzy, tacy jak Chaucer, Szekspir czy Conrad tworzyli wprawdzie szkatułkowe arcydzieła, ale we współczesnej literaturze i kinematografii chwyt ten zwiastował raczej marną fabułę i chaotyczną kompozycję. Uważałem tak, dopóki nie obejrzałem jednego z najważniejszych filmów Akiry Kurosawy. Kurosawa dowiódł, że jego miejsce jest pośród wspomnianych olbrzymów kultury. A Rashômon stanowi chyba najlepszy przykład wykorzystania szkatułkowej kompozycji w filmie.
Rashômon to na pozór historia kryminalna osadzona w realiach feudalnej Japonii. Różnorodne opowieści o tej samej zbrodni szybko przestają być jednak po prostu wersjami świadków i oskarżonych. Zaczynają one odsłaniać znacznie głębsze pytania. Rashômon nie jest filmem o zagadce zbrodni, zamiast tego każe nam dociekać na temat samej natury prawdy. Mechanizm wypierania ze świadomości pewnych faktów, mechanizm tworzenia "własnej prawdy" i niemożność osiągnięcia stanu szczerości - nawet wobec samego siebie - w zadziwiający sposób wykracza poza opowiadaną historię.
Oglądając film tak bardzo zaangażowałem się emocjonalnie w jedną z wersji zbrodni, iż zacząłem (na poły nieświadomie) odrzucać kolejne dowody wskazujące na to, iż również "mój" narrator nie był do końca prawdomówny. Kurosawa i mnie, widza, uczynił uczestnikiem tej opowieści, pokazał mi, że jestem tak samo podatny na przyjmowanie wygodnej nieprawdy jak upadłe postaci dramatu. Rashômon nie jest przy tym filmem promującym relatywizm. Pozostawia wprawdzie przekonanie o ułomności ludzkiej natury, ale zaszczepia też w widzu pragnienie prawdy. A to w prawdziwej sztuce najważniejsze.
Dawid Biel
WRÓĆ DO PROGRAMU TV
