Główną bohaterką „Ultravioletu” jest atrakcyjna 30-latka, Ola Serafin (Marta Nieradkiewicz), która z powodów osobistych opuściła Londyn i powróciła do rodzinnej Łodzi, gdzie zamieszkała u matki, a na życie zarabia jeżdżąc jako kierowca Ubera. Nocami wozi się różnych pasażerów i jeszcze ciekawsze rzeczy się widzi, wiadomo. Ale tego, że z wiaduktu – niemal na jej samochód – spadną zwłoki młodej dziewczyny, zupełnie się nie spodziewała…
Jako, że policja niezbyt ochoczo zajmuje się śledztwem, to Ola bierze sprawy we własne ręce i… znajduje aplikację internetową, dzięki której ma kontakt z rozsianymi po całej Polsce detektywami amatorami, którzy z różnych względów nie ufają bądź nie chcą współpracować z oficjalnymi służbami. Sieć domorosłych Sherlocków Holmesów zwie się Ultraviolet.

Brzmi absurdalnie? Być może, ale paradoksalnie żyjemy w świecie, w którym taka aplikacja naprawdę mogłaby istnieć. Przypomnijcie sobie tylko najgłośniejsze sprawy kryminalne ostatnich miesięcy i jaka w Internecie obrosła wokół nich legenda. To, jak ludzie napędzali sami siebie, podrzucając sobie kolejne tropy i prowadzące swoje e-dochodzenia, pokazuje, że społeczeństwo lubi pobawić się w śledczych zza ekranu komputera. Dzięki temu „Ultraviolet” jest bardzo aktualny, opowiadając o naszym małym tu i teraz.
Aktualność przebija się też przez inne wątki. Ot chociażby do grupy Ultraviolet należą… bliźniaczki będące vlogerkami (Paulina Chapko i Karolina Chapko). Obserwując ich krótki występ w 1. odcinku, od razu widać, że dziewczyny inspirowały się prawdziwymi gwiazdami YouTube’a, przez co ich bohaterki są autentyczne. Nie ma w tym grama sztuczności.
„Ultraviolet” wyróżnia się swoją lekkością. Zapomnijcie o mroku czy ciężkiej atmosferze. Jan Komasa i Sławomir Fabicki, będący reżyserami serialu, stawiają na dynamikę opowieści oraz humor. Czasami ma się nawet wrażenie, że wszelkie zabawne sceny nie były zapisane w scenariuszu, a powstały spontanicznie, na planie zdjęciowym. Takie podejście do produkcji pozwala widzowi odetchnąć, ale też sprawia, że serial AXN wyróżnia się na tle tematycznie ciężkich „Watahy” i „Belfra”.
Na atrakcyjność projektu wpływają również zdjęcia. Nie szczędzono tutaj kolorów, nie próbowano na siłę, jeszcze bardziej obrzydzić Łodzi, ale postawiono na ładne i estetyczne obrazy, doskonale współgrające z dynamiczną narracją.
Wrażenie robi obsada; Marta Nieradkiewicz w końcu ma szansę pokazać się z mniej dramatycznej strony niż zawsze, natomiast Sebastian Fabijański bawi się swoją postacią, tworząc prostego, ale sympatycznego gliniarza, którego perypetie aż chce się oglądać. Jeszcze bardziej imponująco wygląda lista nazwisk na drugim planie: Agata Kulesza, Marek Kalita, Michał Żurawski i Bartłomiej Topa. Jest ciekawie.
Jeżeli można coś zarzucić „Ultravioletowi”, to pewnego rodzaju fabularną naiwność. Nie każdemu spodoba się fakt, że to serial zrealizowany w starym stylu, gdzie jeden odcinek równa się jednej rozwiązywanej sprawie kryminalnej. To niektórych może zniechęcić, wszak czasy, gdy rozwikłanie morderstwa trwało mniej więcej 45 minut, minęły. Takie podejście wymaga od scenariusza pewnej skrótowości, przyśpieszeń, co mam nadzieję w jak najmniej negatywnym stopniu odbije się na serialu.
„Ultraviolet” to sympatyczna, interesująca i wciągająca produkcja. Telewizja AXN chyba wyciągnęła wnioski z dwóch sezonów fatalnej „Zbrodni”, stawiając na oryginalny i wyróżniający się projekt, który z jednej strony jest bardzo współczesny i aktualny, a z drugiej stara się nie szarżować i być przystępnym dla widza. Potencjał jest, kibicuję mocno.
Ocena: 7/10
Krzysztof Połaski
Recenzja została pierwotnie opublikowana 25 października 2017 roku.
