Wiktor (Tomasz Kot) i Zula (Joanna Kulig). On jest kompozytorem w ludowym zespole pieśni i tańca Mazurek, a ona chce tam tańczyć i śpiewać. On: porządny, spokojny, cichy, dżentelmen. Ona: często porywcza, nieprzewidywalna, młodzieńczo szalona i nieokrzesana. Zakochują się od pierwszego wejrzenia? On w niej pewno, ona w nim może trochę później. Zresztą często będą się rozmijać i ponownie na siebie trafiać. Nic dziwnego, bo oboje są zupełnie innymi ludźmi, mającymi inne ideały czy marzenia, ale łączy ich miłość. Tyle, że to nie zawsze wystarczy.
„Zimna wojna” to wyrywek z historii Polski, spojrzenie na nasz kraj w czasach głębokiego stalinizmu, ale tak naprawdę to jedynie uniwersalne tło do właściwiej opowieści. Co tam konfidenci czy zapatrzona w siebie totalitarna władza, Pawlikowskiego interesują wyłącznie ludzie. Autor „Idy” maluje nam portret dwójki ludzi, których połączyło uczucie niemożliwe do spełnienia. Dlatego „Zimna wojna” równie dobrze mogłaby się toczyć w czasach współczesnych. To opowieść o nieodpowiednich wyborach życiowych i ich konsekwencjach, przewrotności życia, poświęceniu dla tej jedynej bądź jedynego. A wszystko w rytm ludowych brzmień i w oparach polskiego folkloru. Ścieżka dźwiękowa życia.
To też film o tęsknocie za Polską, patriotyczny bardziej niż niektórzy mogliby się spodziewać. Nie w Paryżu, nie w Berlinie, wszędzie dobrze, ale w Polsce najlepiej. Bez względu na ustrój. Pawlikowski w bardzo trzeźwy i subtelny sposób patrzy na Polską Rzeczpospolitą Ludową, nie bawi się w mentora czy wszechwiedzącego, tylko zwraca uwagę na ludzkie dramaty. Tutaj nie ma dobrych i złych, wszyscy balansują na granicy własnej moralności.
Jestem pod wrażeniem, jak kameralnym spektaklem jest „Zimna wojna”. To sztuka rozpisana na dwójkę aktorów, do których w ważnych momentach dołącza bezbłędny Borys Szyc. Joanna Kulig zagrała tutaj wielką rolę, bez wątpienia największą jaką miała okazję do tej pory zagrać, no ale nic dziwnego. Jej międzynarodowy sznyt szlifował się już od „Sponsoringu” Szumowskiej, gdzie chociaż była jedynie na drugim planie, to potrafiła skraść dla siebie ekran.
Precyzyjny jest też Tomasz Kot – cichy, miejscami wycofany i wewnętrznie buzujący od emocji. Gra spojrzeniem, mimiką, gestami, czysta perfekcja. Nie można nie wspomnieć o towarzyszu Kaczmarku w wykonaniu Szyca; to najbardziej niejednoznaczna i na pewno najbardziej tragiczna postać „Zimnej wojny”. Świadomy swoich braków, zazdrosny, być może zawistny, ale z drugiej strony w żaden sposób nie można wrzucić go do szufladki z napisem „czarny charakter”. Borys Szyc może być dumny z tej roli.
„Zimna wojna” to wzruszające kino. Trzymająca za gardło opowieść o ludziach z krwi i kości oraz historia wielkiego uczucia opowiedziana muzyką. Wchodzę w to. I polecam. A do tego przepiękne kadry w wykonaniu Łukasza Żala. Każde ujęcie mogłoby funkcjonować jako osobny obraz, a to chyba największy komplement dla autora zdjęć. To wszystko składa nam się na jeden z najważniejszych polskich filmów 2018 roku i na pewno najbardziej osobiste dzieło w życiu Pawła Pawlikowskiego. Cieszmy się sobą i kochajmy, dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Ocena: 8/10
Krzysztof Połaski
"ZIMNA WOJNA" W KINACH OD 8 CZERWCA
Recenzja została pierwotnie opublikowana 8 czerwca 2018 roku.
Zobacz Q&A z o Tomaszem Jacykowem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Tajemnica Lewandowskiej w Barcelonie. To dzieje się, gdy Roberta nie ma w domu
- Badach WYŚMIANY w "The Voice"! Miało być tak pięknie, a w sieci aż wrze
- Była partnerką Hakiela, rzuciła taniec dla innego. Co dziś robi Magda Soszyńska?
- Córki Roberta Janowskiego wyjechały za granicę. Mało kto wie, czym się zajmują