NASZA OCENA: 6/10
Amy Mitchell to na pozór ideał kobiety: spełniona matka i perfekcyjna żona i świetna bizneswoman. W rzeczywistości wykończona monotonią matczynych obowiązków, pewnego dnia buntuje się wobec leniwego męża-egoisty i obłudnym kurom domowym ze szkolnej rady rodziców. Okazuje się, że inne młode matki mają też dosyć bycia perfekcyjnymi kobietami!
Bohaterki tej komedii odmawiają bycia idealnymi matkami: cierpliwymi, wybaczającymi, stającymi na rzęsach, by spełnić oczekiwania domowników, szefów, rodziny, sąsiadów czy pań z rady rodziców. I tym nas od razu ujmując… Amerykanki czy Polki – nie ma to znaczenia. Bo podzielają te same emocje. Polki bombardowane doniesieniami kolorowej prasy o kobietach, które idealnie łączą wszystkie funkcje i w dodatku wyglądają olśniewająco, podobnie jak ich amerykańskie koleżanki meandrują między dobrymi radami jak dobrze wychować dziecko, być demonem seksu w łóżku, zrobić idealny makijaż w minutę i wymienić koło w samochodzie. Bywając bardzo blisko stanu wrzenia lądują w gabinetach psychologów z depresjami i poczuciem winy, że nie dają rady.
Komedia oczywiście nie zmierza w tę stronę, niemniej uruchamia refleksję co do tego, że wystarczy być wystarczająco dobrą matką, by wychować dobrze dzieci i lepiej być po prostu spełnioną kobietą, bo dzieci szczęśliwej matki będą lepszymi ludźmi. Film pokazuje to w sposób nie podlegający dyskusji. I dobrze, bo tu akurat subtelność byłaby nie na miejscu. Zabawne dialogi, slapstickowe żarty i komedie sytuacyjne są na ogół śmieszne i choć „Złe mamuśki” mogłyby spokojnie objeść się bez wulgarnych żartów, szarżowania (scena w sklepie) i podawania nam na tacy pewnych rzeczy z cyklu „a teraz się wyzwalamy” to film ogląda się przyjemnie. Oczywiście nie ręczę za jego odbiór przez „inną” płeć.
Beata Cielecka
