Fabuła „Krainy OZ” skupia się wokół dziewczyny, która w sylwestrową noc trafia w sam środek wielkomiejskiego piekła, próbując odnaleźć drogę do kiosku przy ulicy Torforezów, gdzie czeka na nią praca i obietnica lepszego życia. Brzmi abstrakcyjnie i tak absurdalnie, że aż chce się to zobaczyć? I dokładnie tak też wygląda. Sigariew stworzył wariację na temat świątecznej komedii, która pępowiną jest połączona z przerażającym i brutalnym dramatem badającym kondycję rosyjskiego społeczeństwa, w czym do tej pory specjalizował się uczeń Nikołaja Kolady.
Lena (Jana Trojanowa, prywatnie żona reżysera) jest chodzącym symbolem porażki. Ubrana niczym tania prostytutka – przez co łatwo wziąć ją za kobietę lekkich obyczajów – próbuje odnaleźć się w Jekaterynburgu, do którego przyjechała ze swojej wioski kilka tygodni wcześniej, w poszukiwaniu lepszego życia. A lepsze życie – przynajmniej teoretycznie – znajduje się w kiosku na ulicy Torforezów, gdzie czeka na nią znudzony egzystencją i piszący wiersze o defekacji jeden z pracowników, mający wprowadzić swoją zmienniczkę w nowe zajęcie. Lecz zanim Szabadinowa znajdzie swoje upragnione szczęście, na jej drodze pojawi się cała galeria osobowości: m.in. tajemniczy mężczyzna z małym psem (świetny Gosza Kucenko), miłośnik seksu tantrycznego czy matka trzech zwyrodniałych synów, która sprowadzanym przez nich kurtyzanom sprzedaje kosmetyki Avon.
Reżyser pozostał w dobrze sobie znanym świecie, szukając prawdy o współczesnym człowieku. Co prawda tym razem patrzy na swoich rodaków przez pryzmat – dość wulgarnej – komedii, co ostatecznie jednak wyłącznie wzmacnia przekaz. Kreowana przez niego rzeczywistość z jednej strony wygląda, jakby była wyrwana prosto z baśni, a z drugiej to przecież stara, dobra Rosja, gdzie nikogo nie dziwi kochanka wypadająca z okna czy ćpanie za kierownicą. Ekranowe realia przypominają trochę igrzyska olimpijskie w Soczi (do których pojawiają się nawiązania) – niby ładnie, niby fajnie, ale za kulisami dokładnie widać, jak to wszystko gnije i się rozkłada.
Autor portretuje ludzi przegranych, ale w których wciąż tli się chociaż płomyczek nadziei na lepsze jutro. Każda z postaci szuka szczęścia oraz miłości, aczkolwiek nierzadko kompletnie nie potrafi ani się do tego przyznać, ani w odpowiedni sposób wyrazić – patrz wątek osobliwego znajomego kioskarza. Zresztą nadzieja jest de facto motywem przewodnim filmu. Wraz z rozpoczęciem nowego roku, każdy z bohaterów zaczyna jakby z czystym kontem i tylko od niego zależy, jak zapisze białą kartę swojej egzystencji.
Nie sposób nie zgodzić się z Aleksandrem Sokurowem, który w jednym z wywiadów, udzielonym z okazji tegorocznego Sputnik Festiwalu, powiedział: Nie każde kino niemieckie jest kinem niemieckim, nie każde kino francuskie jest kinem francuskim. Kino rosyjskie zawsze, chcemy tego, czy nie, nosi w sobie cechy narodowe. Święte słowa. „Kraina OZ” jest wręcz nasączona rosyjskością i każdy z elementów fabuły, czy każda postać, jest w pełni rosyjska już u swojej podstawy. Dlatego też kinematografia Federacji Rosyjskiej ma tak wielką siłę oddziaływania.
„Kraina OZ” doskonale łączy rozśmieszającą do łez komedię ze społecznym dramatem. To konterfekt współczesnej Rosji, która nie jest łagodna dla swoich krajan, ale mimo tego, oni i tak odnajdują się w tej rzeczywistości. Wasilij Sigariew pomiędzy wierszami zadaje pytania o kierunek, w jakim zmierza jego ojczyzna i chociaż większość ekranowych bohaterów tapla się po uszy w życiowym brudzie, to autor pozostaje optymistą i obdarza ich nadzieją na lepsze jutro. Czasem szczęście odnajduje nas w najbardziej nieoczekiwanym momencie, musimy tylko je zauważyć. Ten film jest jak fajerwerki Hiroszima – to po prostu hardcore! Zasłużony zwycięzca 9. Sputnika nad Polską.
Ocena: 9/10
Krzysztof Połaski
KRAINA OZ
Reżyseria: Wasilij Sigariew
Scenariusz: Wasilij Sigariew, Andriej Ilenkow
Zdjęcia: Dmitrij Ulukajew
Gatunek: komedia
Rok: 2015, czas: 100 min.
Film do rosyjskich kin trafi 3 grudnia. Jeszcze nie wiadomo, czy obraz trafi do dystrybucji w polskich kinach.
